Po porażce z Bruk-Betem Termalicą Nieciecza 1:2 w sobotę trener Besnik Hasi miał usłyszeć od kibiców żądanie podania się do dymisji. Nawet jeśli to tylko plotka – Albańczyk nie chciał dziennikarzom zdradzić, o czym dyskutował z fanami – to w erze mediów społecznościowych, gdy każda tego typu informacja zaczyna obiegać internet z prędkością, na jaką pozwala światłowód, wszyscy czekali na zajęcie przez właścicieli lub zarząd oficjalnego stanowiska w sprawie Hasiego.
Tymczasem żadnego oficjalnego pisma nie ma. Jeden ze współwłaścicieli – Maciej Wandzel – umieścił tylko na Twitterze wpis, który można było zrozumieć mniej więcej tak: to, że w sprawie postawy zespołu i trenera Hasiego panuje cisza, nie oznacza, iż nie zostały podjęte kroki naprawcze. Konkretów brak.
Hasi o posadę może na razie być spokojny, bo to on wprowadził polski zespół do Champions League. I nawet najgorszy start sezonu ligowego mu nie zaszkodzi (po ośmiu kolejkach Legia nigdy nie była na 12. miejscu w tabeli). Hasi jednak zasłużył sobie zwycięskimi kwalifikacjami do LM na jeszcze odrobinę czasu.
Pytanie jednak, czy paradoksalnie to właśnie nie Liga Mistrzów okaże się dla niego gwoździem do trumny. Z tak silnymi przeciwnikami, jakich wylosowała Legia, o kompromitację bowiem wcale nie będzie trudno. A wysokie porażki w Europie i brak natychmiastowej poprawy w ekstraklasie mogą przelać czarę goryczy.
Równie zły jak wyniki jest styl gry mistrza Polski. W Niecieczy drużyna Hasiego zdecydowanie częściej była przy piłce, ale było to posiadanie całkowicie bezproduktywne. Pomysł piłkarzy na zdobycie gola ograniczał się niemal wyłącznie do dośrodkowań w pole karne, a tam z łatwością piłkę wybijali obrońcy gospodarzy.