"Rzeczpospolita": Dokładnie przed dwoma laty Legia też grała z Ajaxem, ale wtedy nie wyszedł pan na boisko. Teraz w 1/16 finału Ligi Europejskiej będzie pan w Warszawie jej kapitanem. Myślał pan, że tak może być?
Miroslav Radović: Ktoś tam na górze czuwa i postanowił dać mi jeszcze jedną szansę. Chociaż, prawdę mówiąc, nie pan Bóg odebrał mi ją wtedy, tylko trener. To była przedziwna sytuacja, ponieważ wszyscy w klubie wiedzieli o moim wyjeździe do Chin, z wyjątkiem trenera Henninga Berga. Kiedy dotarło to do niego dwie godziny przed meczem, podjął decyzję, że nie będę nawet rezerwowym. Jechałem więc do Amsterdamu jako podstawowy zawodnik, a na miejscu oglądałem mecz z trybun. To była największa przykrość, jaka mnie spotkała.
Szkoda, tym bardziej że Legia grała całkiem nieźle, miała kilka sytuacji, tylko nie zdołała ich wykorzystać. Jak mogą wyglądać najbliższe mecze z Ajaxem?
My jesteśmy inną drużyną i Ajax też. Słyszę, że to Holendrzy są faworytami. Ja tak nie uważam. Myślę, że Ajax gra na poziomie Sportingu Lizbona, który przecież pokonaliśmy. Jeśli rozegramy na Łazienkowskiej dobry mecz, to do rewanżu przystąpimy w lepszej sytuacji. Zadecydują detale. Dzisiejsza Legia jest lepsza od tej sprzed dwóch lat dzięki temu, że zdobyliśmy doświadczenie w Lidze Mistrzów. Nawet bolesne porażki czegoś nas nauczyły. Wspominam szczególnie zwycięstwo nad Sportingiem, odniesione wtedy, gdy musieliśmy wygrać, by zająć trzecie miejsce w grupie Ligi Mistrzów. Ale remis z Realem bez wsparcia publiczności też jest cenny. Takie sytuacje cementują drużynę.
Ale dziś Legia ma inny skład niż jesienią. Kto będzie strzelał bramki, kiedy nie ma już Nemanji Nikolicia i Aleksandara Prijovicia?