Lechia wiosnę zaczęła imponująco – zimę spędziła za plecami Jagiellonii Białystok (przez gorszy bilans bramkowy), dziś ma już cztery punkty przewagi nad zespołem Michała Probierza i nawet porażka w Poznaniu nie zepchnie jej z pierwszego miejsca.
Zawodnicy Piotra Nowaka – który wciąż powtarza, że tytuł mistrzowski nie jest celem nadrzędnym, że chodzi o to, „by wszyscy czuli, iż robią postęp" – strzelili w trzech wiosennych kolejkach osiem bramek, stracili trzy, a połową tego łupu podzielili się bracia Paixao.
Lechia nigdy nie była mistrzem Polski, raz zajęła trzecie miejsce (61 lat temu). Największy sukces to zdobycie Pucharu Polski w 1983 roku, gdy była jeszcze trzecioligowcem (w tym samym sezonie wywalczyła awans do II ligi). W nagrodę w Pucharze Zdobywców Pucharów zagrała z Juventusem Turyn, w którego składzie błyszczał Zbigniew Boniek.
Dlatego nieco dziwi asekuracja Nowaka i zawodników z Gdańska. Lechia stoi bowiem przed historyczną szansą, a w klubie spokój i opanowanie, jakby nic wielkiego się nie działo. Dzień jak co dzień.
Dzieje się natomiast w Poznaniu, Lech w świetnym stylu rozpoczął wiosnę. 12 bramek strzelonych w lidze, żadnej straconej, komplet zwycięstw – wszystkie po 3:0. Do tego w pierwszym meczu półfinałowym Pucharu Polski kolejne gładkie 3:0 z Pogonią Szczecin i niemal pewny awans do finału, który odbędzie się 2 maja na Stadionie Narodowym w Warszawie.