Jedyny polski kierowca w stawce Formuły 1, Robert Kubica powrócił do niej po ponad 8 latach przerwy. Po fatalnym wypadku w rajdzie Ronde di Andora na początku 2011 roku. Doznał wtedy licznych złamań ręki oraz nogi. Jego droga powrotna do „królowej motosportu” była długa, ale w końcu zespół Williams zaufał Kubicy i po roku w roli kierowcy testowego został etatowym partnerem George’a Russella.
– Robert miał dość długą „zimową przerwę”. Nie sądzę, żebyśmy wszyscy wiedzieli, przez co przeszedł, aby tu wrócić, więc po prostu myślę, że wspaniale jest widzieć go z powrotem – powiedział przed rozpoczęciem startów w Australii Daniel Ricciardo.
Oszacować,w jakiej naprawdę formieznajdował się Kubica w minionym sezonie, było jednak trudno, gdyż bolid, którymdysponował był najgorszy w stawce. Nawetdrugi kierowca Williamsa miałmożliwość jazdy lepsząmaszyną. Wyniki w kwalifikacjach były fatalne i w wyścigach Polak ciągle startował z tyłu stawki, choćakurat starty dopracowałdo perfekcji. Co wyścig wyprzedzał co najmniej jeden samochód napierwszym okrążeniu (najczęściej Russella). Później oczywiście swoją lokatętracił, ale jest to pewien wyznacznikkunsztu 35-latka.
Punkt na otarcie łez
Jednym ze szczęśliwszych momentów sezonu Roberta Kubicy było GP Niemiec. Deszcz przeszkodził wielu uczestnikom w dojechaniu do mety, dlatego Polak znalazł się na 10., ostatnim punktowanym miejscu po raz pierwszy w roku i – jak się później okazało – ostatni. Oczywiście miał przy tym wiele szczęścia, gdyż pozycję zyskał po wyścigu przez karę czasową dla bolidów Alfa Romeo.
Zobacz jeszcze:
– Po prostu udało mi się bezpiecznie dojechać do mety, co w naszym przypadku jest wystarczającym wyzwaniem – opisywał dość ironicznie warunki techniczne i atmosferyczne na Hockenheimring Robert Kubica.