Zawody w Czechach były jednymi z najnudniejszych w historii. O kolejności na mecie decydował start i rozegranie pierwszego łuku, po którym zawodnicy kolejne okrążenia niemal zawsze jechali gęsiego. W tych warunkach nienajgorzej odnajdywała się dwójka Polaków prowadzących w klasyfikacji generalnej. Zarówno Bartosz Zmarzlik, jak i Maciej Janowski awansowali do półfinałów, ale tam ich losy potoczyły się już różnie.
W pierwszym półfinale Janowski drgnął na starcie, po zapaleniu się zielonego światła a przed zwolnieniem taśmy startowej, ale choć miał już na koncie jedno ostrzeżenie, sędzia nie zdecydował się na przerwanie wyścigu i wykluczenie Polaka. Janowski z tego skorzystał, wygrał w zdecydowany sposób i pewnie awansował do decydującego biegu. W drugim półfinale Zmarzlik został natomiast na starcie i choć robił co mógł, by dogonić prowadzącą dwójkę, nie dał rady, dojeżdżając do mety na trzeciej pozycji. Tym samym po raz drugi z rzędu nie awansował do finału (ostatecznie zajął piątą pozycję, identycznie jak przed dwoma tygodniami w Warszawie).