Utrzymywany niemal do końca w tajemnicy, zorganizowany za zamkniętymi drzwiami dzień testowy z zespołem Renault w Walencji był bardzo pracowity: Kubica przejechał 115 okrążeń, czyli półtora dystansu wyścigu. – Postaraliśmy się upakować cały weekend Grand Prix w jednym dniu – mówił Alan Permane, dyrektor sportowy Renault.
– Nie wiem, co przyniesie przyszłość, ale wiem jedno: po przepracowaniu ponad roku na przygotowaniach do tego, jeździłem dobrym tempem i regularnie – powiedział Kubica. – Mam za sobą trudny okres, ciężko pracowałem i jeszcze kilka lat temu byłoby to niemożliwe. Mam mieszane uczucia: jestem dumny z tego, do czego doszedłem, ale to też pokazuje, co straciłem.
Po wycofaniu się jeszcze przed rozpoczęciem sezonu ze startów w długodystansowych mistrzostwach świata, Kubica testował różne rodzaje jednomiejscowych wyścigówek. Jeździł samochodami GP3 i Formuły E, teraz także autem F1 – co prawda z sezonu 2012, ale przecież zbliżonym pod względem osiągów i przede wszystkim konfiguracji kokpitu do współczesnych maszyn. To właśnie ilość miejsca w wyścigówkach był największą i w zasadzie jedyną przeszkodą, uniemożliwiającą Kubicy powrót do królewskiej kategorii. Skala rotacji jego prawego ramienia nie pozwalała na swobodne manewrowanie kierownicą w ciasnym kokpicie, chociaż zawodnik bez problemu pracował w symulatorach różnych zespołów F1.
Nikt nie organizuje całodniowego testu dla frajdy, a Kubica nie należy też do ludzi, którzy robią coś z sentymentu albo żeby symbolicznie zamknąć jakiś rozdział. W jego działaniach zawsze był cel, teraz tego celu możemy się jedynie domyślać. Wydaje się nierealny, ale wielcy sportowcy potrafią zaskakiwać.
Tymczasem kierowcy Formuły 1 przygotowują się do siódmej rundy mistrzostw świata: właśnie w Kanadzie, gdzie dziesięć lat temu Kubica przeżył dramatyczny wypadek, a rok później odniósł swoje jedyne zwycięstwo. Na czele mistrzostw z przewagą aż 25 punktów, czyli wartości jednego zwycięstwa, widnieje Sebastian Vettel, a jego Scuderia Ferrari przewodzi wśród konstruktorów. Na dobry występ w Montrealu szczególnie liczy Lewis Hamilton. Wicelider punktacji zwyciężał tu aż pięciokrotnie, a dokładnie dekadę temu po raz pierwszy w karierze stanął na najwyższym stopniu podium. On i broniący podwójnej korony jego zespół Mercedes muszą zabrać się za odrabianie strat.