Mercedes wygrał dziesięć z dwunastu rozegranych dotychczas rund – w tym osiem pierwszych z rzędu – i niewątpliwie dysponuje najbardziej wszechstronnym samochodem. Przewaga w klasyfikacji konstruktorów oraz kierowców jest bezpieczna, ale pozostałe dwie ekipy z czołowej trójki, czyli Ferrari i Red Bull, podgryzają wyścigową potęgę.
Pozytywną niespodziankę sprawia zwłaszcza ten ostatni zespół i jego lider Max Verstappen. Przed wakacyjną przerwą 21-letni Holender wygrał dwa z czterech wyścigów, raz był drugi i raz piąty, choć jego Red Bull jest napędzany wyszydzaną do niedawna jednostką Hondy.
Japoński producent poczynił jednak znaczące postępy, które w połączeniu ze świetnym aerodynamicznie samochodem pozwalają solidnie namieszać w stawce. Nie bez znaczenia jest także talent Verstappena, wszak jego zespołowy partner Francuz Pierre Gasly zdobył ledwie jedną trzecią punktów, które widnieją na koncie Holendra.
W kontekście walki o mistrzowski tytuł rewelacyjna postawa Verstappena i Red Bulla ma jednak niewielkie znaczenie. „Srebrne Strzały" wypracowały sobie dużą przewagę i generalnie unikają wpadek – poza szalonym wyścigiem w Niemczech, skąd wywieźli jedynie dwa punkty za dziewiątą lokatę Hamiltona. Ponadto obrońcy tytułu słyną z tego, że po dobrze przepracowanej wakacyjnej przerwie zostawiają za sobą rywali z Ferrari.
Z kolei w tym roku nadzieje w Maranello stopniowo gasły. Zimowe przygotowania przyniosły sporą dawkę optymizmu, ale zderzenie z wyścigową rzeczywistością było bolesne. Owszem, zdarzały się wyścigi, w których to Scuderia miała lepsze tempo – w upalnych warunkach albo na obiektach, które premiują moc jednostki napędowej, ale Mercedes wykorzystywał wszystkie potknięcia.