O ten ostatni, szósty polski medal w stolicy Kataru nie było łatwo z przyczyn, które kibice znali: mocniejsza połowa sztafety miała w nogach liczne starty w sztafecie mieszanej i biegach indywidualnych. Wiara, że Iga Baumgart-Witan i Justyna Święty-Ersetic wytrzymają do końca, była jednak niezłomna.
Trener Aleksander Matusiński przeanalizował sprawę i na finał wystawił czwórkę w składzie (i kolejności): Baumgart-Witan, Patrycja Wyciszkiewicz, Małgorzata Hołub-Kowalik i Święty-Ersetic. Polki startowały na torze nr 6, tuż przed Brytyjkami, tuż za Amerykankami.
Pani Iga zaczęła świetnie, wyprowadziła sztafetę pewnie na drugie miejsce. Pani Patrycja, wyraźnie w formie, tę pozycję elegancko utrzymała, nawet nieco powiększyła odstęp od goniących zajadle Brytyjek. Pani Małgorzata też wytrzymała napięcie i przekazała pałeczkę pani Justynie na drugim miejscu.
Adrenalina naprawdę wysoko podskoczyła, gdy biegnąca na czwartej pozycji Shericka Jackson z Jamajki (brązowa medalistka biegu indywidualnego), przyspieszyła tak, że wyprzedziła Brytyjkę i Polkę, ale od tego jest Justyna Święty-Ersetic: pozwoliła rywalce prowadzić do ostatniego wirażu, by potem pokazać światu, że ma płuca z żelaza i nogi z tytanu. Pewne drugie miejsce, bez oglądania się za siebie.
Tak wykuł się ten piękny medal, tak został poprawiony rekord Polski, o czym dziewczyny z reprezentacji Matusińskiego też ostatnimi czasy z tęsknotą wspominały przy okazji wielkich imprez. W niedzielę 6 października w stolicy Kataru wreszcie mogły z dumą powiedzieć, że są lepsze, niż Anna Guzowska, Monika Bejnar, Grażyna Prokopek i Anna Jesień, które ponad 14 lat temu podczas MŚ w Helsinkach przebiegły sztafetę w czasie 3.24,49. Nowy rekord jest rewelacyjny, lepszy od starego aż o 2,60 s.