Rzut na 71,40 m, który oddała pani podczas zawodów Pucharu Świata, wciąż wygląda jak sen?
Podejrzewam, że to wszystko dotrze do mnie dopiero za kilka dni. Jeszcze podczas zawodów powiedziałam mojemu partnerowi Marcinowi, że czuję się tak, jakbym była w jakimś innym wszechświecie. Sama nie wiem, co ten wynik oznacza w takim momencie sezonu. Stoję twardo na ziemi. Podchodzę do tej odległości bardzo ostrożnie. Wiem, że Split to miejsce, gdzie wieje. Na pewno podczas zawodów nie było huraganu, ale możliwe, że mój oszczep dostał na wysokości dodatkowe wsparcie. Czuję się z tą odległością świetnie, ale zdaję sobie też sprawę z tego, że teraz wszyscy będą na mnie patrzeć.
Co robiła pani zimą, skoro już w pierwszym rzucie sezonu udało się pobić rekord Polski i osiągnąć trzeci wynik w dziejach konkurencji?
Pracowałam tak ciężko, jak zawsze, ale nareszcie był to trening systematyczny – bez kontuzji, problemów i bólu. Nie powiem, że nie zrobiliśmy żadnych zmian, bo na przykład mój trener Karol Sikorski przekonał się do tego, że tuż przed sezonem nie muszę chodzić na siłownię co drugi dzień, dzięki czemu nie czułam się zmęczona. Moim zdaniem wynik ze Splitu to jednak przede wszystkim efekt procesu. To, co robimy od dłuższego czasu – zarówno z trenerem, jak i psychologiem Janem Blecharzem – zaczęło procentować. Mam nadzieję, że to dopiero początek.
Cieszy się pani z sensacyjnego wyniku czy jednak odrobinę niepokoi, że forma przyszła tak wcześnie?