Upadek domu Ingebrigtsenów. Czy ojciec jednego z najlepszych biegaczy świata krzywdził dzieci?

Jakob Ingebrigtsen, jeden z najlepszych biegaczy świata, oskarża ojca i byłego trenera Gjerta o przemoc oraz znęcanie się nad nim i resztą rodzeństwa. Życie ich rodziny wcale nie było piękną telenowelą.

Publikacja: 15.04.2025 08:22

We wtorek obszerne i przejmujące zeznania złożył w sądzie syn Gjerta Ingebrigtsena, Jakob

We wtorek obszerne i przejmujące zeznania złożył w sądzie syn Gjerta Ingebrigtsena, Jakob

Foto: Lise Aserud/NTB/via REUTERS

Proces śledzi cała Norwegia tak samo jak jeszcze niedawno produkowany przez państwową NHK paradokument „Team Ingebrigtsen”. Każdy z 25 odcinków serialu w latach 2016–2021 przyciągał przed ekrany co piątego Norwega. Ingebrigtsenowie także dzięki niemu stali się najsłynniejszą rodziną w kraju, niektórzy nazywali ich „norweskimi Kardashianami”. Dziś serial jest już niedostępny, zniknął z serwerów. Trudno się nim chwalić, skoro wiemy, że kamery nie pokazały wszystkiego.

Norwegowie poznali Ingebrigtsenów jako oddaną sportowi rodzinę dowodzoną przez Gjerta, patriarchę wychowującego dzieci w protestanckim kulcie pracy. Kiedy kamera krążyła wokół prężących torsy braci Henrika, Filipa i Martina, słyszeliśmy zza kadru, że to opowieść o sportowcach, którzy odrzucają norweski egalitaryzm i mówią: „Chcemy być najlepsi”. Nie zobaczyliśmy przemocy. Bywało, że twórcy serialu wręcz odwracali się od prawdy, bo gdy najmłodsza Ingrid rozkleiła się przed kamerą na pytanie o swoją sportową przyszłość, usunęli scenę i do tematu nie wrócili.

Czytaj więcej

Mykolas Alekna znów pobił rekord świata. Czy zrobił to uczciwie?

Team Ingebrigtsen. Przemoc była poza kadrem

Ingebrigtsenów jest dziewięcioro – tata Gjert, mama Tone oraz dzieci: 36-letni Kristoffer, 34-letni Henrik, 31-letni Filip, 30-letni Martin, 24-letni Jakob, 19-letnia Ingrid oraz 10-letni William. Ojca o przemoc – fizyczną i psychiczną – oskarżają Jakob, czyli dwukrotny mistrz olimpijski, 21-krotny medalista mistrzostw świata i Europy w biegach na 1500, 3000 oraz 5000 metrów, oraz Ingrid, która też jako nastolatka trenowała niczym stachanowiec, ale sportowej kariery nie zrobiła. 

Oboje zeznawali w pierwszym tygodniu rozpisanego na blisko trzy miesiące procesu. Z ich słów wyłania się obraz tyrana i dyktatora stojącego na czele rodziny przypominającej sektę. Serial, który miał pomóc znaleźć sponsorów dla sportowej kariery synów, jest dziś kroniką wielkiego oszustwa, a jego fragmenty będzie analizował sąd. Gjertowi grozi kara do sześciu lat więzienia oraz zakaz zbliżania się do dzieci. Postępowanie dyscyplinarne planuje także norweska federacja lekkoatletyczna (NFIF). Obrońcy mówią o „wendecie” i „medialnym cyrku”. Sąd dystryktu Sor-Rogaland w 75-tysięcznym Sandnes musiał zorganizować na potrzeby procesu dwie dodatkowe sale prasowe.

Wniosek o utajnienie został odrzucony, bez publiczności przesłuchiwano jedynie Ingrid. Pierwszy w roli świadka stawił się Jakob. Jeszcze przed jego wystąpieniem adwokat Mette Yvonne Larsen podkreślała, że choć „jej klient jest może najwybitniejszym dziś norweskim sportowcem, to w procesie nie ma mowy o sportowcu, lecz o dziecku, chłopcu i młodym dorosłym oraz tym, czego doświadczył ze strony ojca, który również był jego trenerem”.

Czułem, jakbym nie miał wolnej woli. Wszystko było kontrolowane, decyzje podejmowano za mnie. Mojemu dzieciństwu towarzyszył strach

Jakob Ingebrigtsen

Jakob opowiedział przed sądem o tym, jak Gjert kopnął go, gdy miał siedem lat, bo spadł z roweru. Innym razem miał „stać jak sparaliżowany”, gdy ojciec bił go po głowie wściekły, że miał kłopoty w szkole. Ani razu nie użył słowa „ojciec”, podobno już od jedenastego roku życia zwracał się do niego wyłącznie imieniem. Gjert miał też sabotować relacje Jakoba z jego późniejszą żoną Elizabeth, widząc w niej wyłącznie przeszkodę dla kariery syna. – Czułem, jakbym nie miał wolnej woli. Wszystko było kontrolowane, decyzje podejmowano za mnie. Mojemu dzieciństwu towarzyszył strach – mówi Jakob.

Podobno zawsze oglądał się za siebie i myślał nad konsekwencjami swoich zachowań. Najważniejsze było, aby nie zdenerwować Gjerta. Miał wrażenie, że im mniej robi, tym jest bezpieczniejszy. Może przez ten pancerz, który wytworzył, dziś wielu uznaje go za chłodnego, wręcz opryskliwego. – Stałem się bardzo ostrożny w okazywaniu emocji, trudno mi dopuszczać ludzi do siebie. Dziś, kiedy sam jestem ojcem, widzę, że brakuje mi empatii, troski – wyjaśnia.

Czy Gjert Ingebrigtsen uderzył córkę mokrym ręcznikiem?

Zarzuty obejmują lata 2008–2018. Jakob po osiągnięciu pełnoletności się wyprowadził, ale Gjert był jego trenerem aż do 2022 roku. Czarę przelała kłótnia z Ingrid, gdy ojciec miał ją uderzyć mokrym ręcznikiem w twarz. On uważa, że jedynie musnął palec córki, którym go wytykała, krzycząc, że „ma dość więzienia”, bo nie pozwalał jej wyjść do koleżanki w obawie przed koronawirusem. Kiedy adwokat Ingrid pokazała podczas procesu zdjęcie jej czerwonego policzka, które miała zrobić wtedy żona jednego z braci, Gjert oznajmił, że to zmiana alergiczna. – Bardzo za nią tęsknię – dodawał.

Czytaj więcej

Grand Slam Track. Michael Johnson szuka Świętego Graala

16-latka po tamtej sprzeczce uciekła do Henrika, który mieszkał obok. Przyjęła ją jego żona, bo brat był na obozie. Zamknęła drzwi, ale Gjert i tak chciał się dostać do domu. Na pomoc, z kijem bejsbolowym, pospieszył Kristoffer, a męża ostatecznie zabrała do domu Tone. Ingrid chciała zgłosić sprawę na policję, ale reszta rodzeństwa nie była przekonana, czy to przyniesie jakikolwiek skutek. Wyprowadziła się jednak od Gjerta i zamieszkała z Kristofferem. Jego partnerka zasugerowała wtedy, aby spisała na kartce wszystko, co robił jej ojciec.

Podobno zdarzyło się, że Gjert wepchnął ją pod lodowaty prysznic, gdy nie mogła się dobudzić. Zabronił jej też przerwać trening, choć nie mogła już oddychać, bo nie wzięła leków na alergię. Gdy w 2019 roku zapomniała monitora tętna na zawody, nazwał ją „bezużyteczną” i „głupią” oraz uderzył. Zamykał ją w domu. Relacje pogorszyły się jeszcze w 2021 roku, gdy oznajmiła, że rezygnuje z biegania. Podobno usłyszała w odpowiedzi, że Gjert już „nie widzi w niej córki, bo nie jest tego warta, skoro rujnuje rodzinę”. – Najgorsza nie była przemoc, lecz strach towarzyszący życiu we własnym domu – mówiła. Miała koszmary, ataki paniki i migrenę, do dziś jest w terapii.

Bracia od incydentu z ręcznikiem milczeli jednak przez blisko 20 miesięcy. Dopiero w październiku 2023 roku wydali oświadczenie o zakończeniu współpracy z Gjertem, choć przestał ich trenować po tamtej scysji z Ingrid. Nazwali ojca „agresywnym i kontrolującym”. Pisali o „przemocy fizycznej i groźbach” oraz „presji, która czasami bywała wręcz nieludzka”. Wyjaśniali: „Wciąż czujemy dyskomfort i strach, który jest w nas od dzieciństwa”. Gjert nazwał oświadczenie bezpodstawnym i oznajmił, że choć może jego metody nie były perfekcyjne, to nie były też nielegalne. „Jestem daleki od doskonałości jako ojciec i mąż, ale nie agresywny” – odpowiedział.

Gjert miał totalną kontrolę nad życiem rodziny i zamienił synów w mnichów. Filip styl jego pracy nazywał „dyktatorskim”. Chodziło nie tylko o katorżnicze treningi, ale oddawanie się sportowi w pełni

Już podczas procesu twierdził, że zawsze był przeciwny przemocy i właśnie dlatego został wydalony z wojska. Płakał. Zapewniał, że nigdy nikogo w życiu nie uderzył. Przypomniał też, że w dzieciństwie nie miał męskiego wzorca, bo wychowywał się bez ojca, który zmarł, gdy miał cztery lata. Podobno w 2020 roku dopadły go myśli samobójcze, bo zaczynało do niego docierać, że posunął się zbyt daleko, „budując świat wokół roli trenera zamiast ojca, ale nie mógł się zatrzymać i nikt mu w tym nie pomógł”. Jakob, który jego zdaniem „był uprzywilejowanym chłopcem właściwie przez całe życie noszonym na złotym krześle”, już wtedy miał go nazywać „bezużytecznym ignorantem”.

Rodzina Ingebrigtsenów. Dyktator oraz mnisi

Jakob stanął przed sądem tuż po powrocie z Chin, gdzie został podwójnym halowym mistrzem świata. Wszystko, co osiągnął w sporcie, zawdzięcza ojcu, który od najmłodszych lat poddawał go nie tyle surowemu treningowi, co wręcz tresurze. Jest jego opus magnum, bo Gjert to samouk, który doskonalił rzemiosło, szkoląc kolejnych synów. Henrik sam kiedyś nazwał się „myszą laboratoryjną” oraz żartował, że to, jak Jakob korzystał z ich doświadczeń, nie jest sprawiedliwe. Akurat on i tak w latach 2012–2019 wywalczył siedem medali mistrzostw Europy. Filip był mistrzem kontynentu (2016) oraz brązowym medalistą mistrzostw świata (2017). Kristoffer i Martin sportowej kariery nie zrobili.

Swoje metody opisał kilka lat temu w książce „Jak wychować mistrza świata”, choć Jakob złoto tej imprezy wywalczył już po jej wydaniu. Sam Gjert nie ma sportowej przeszłości. Zajmował się logistyką, był księgowym w salonie fryzjerskim żony. Długo byli podobno zwykłą rodziną w kraju, gdzie wysiłek fizyczny na świeżym powietrzu jest częścią codzienności. Odróżniało ich to, że wszystko w ich domu było rywalizacją. Ścigali się na rowerach, nartach, w basenie. Nawet podczas lepienia ciastek – to akurat scena z serialu – Gjert włączał stoper i oceniał styl.

Czytaj więcej

Justyna Święty-Ersetic: Umiem obsłużyć broń. Życie wojskowe nie jest mi obce

Filip w jednym z wywiadów wspominał, jak już w wieku ośmiu lat przez godzinę ojciec pędził ich na nartorolkach, zanim poszli do szkoły. Jakob podobno jako dziesięciolatek pokonywał biegiem 140–170 km tygodniowo. Gjert miał totalną kontrolę nad życiem rodziny i zamienił synów w mnichów. Filip styl jego pracy nazywał „dyktatorskim”. Chodziło nie tylko o katorżnicze treningi, ale oddawanie się sportowi w pełni. Bracia nie pili więc coli, mieli zakaz jazdy na motocyklu, a randki dostrajali do planu treningowego. Kiedy Jakob został mistrzem Europy, triumf uczcił szklanką mleka. – Wychowywał nas w przekonaniu, że chłopaki nie płaczą. Musisz po prostu wziąć się w garść i wszystko przetrawić – opowiadał Kristoffer na łamach „Aftenposten”.

Ten surowy reżim Gjert racjonalizował w wywiadzie dla BBC. – Chłopcy przyszli i powiedzieli: „Chcemy być mistrzami”. Odparłem, że mogę pomóc, ale muszą robić wszystko, co każę – wyjaśniał. Zapewniał, że nie chce być wściekłym człowiekiem, tylko ojcem, ale jeśli bycie złym pomoże w spełnieniu marzeń synów, to takie poświęcenie zaakceptuje. – Nie jest łatwo, bo czasami jako trener robisz rzeczy, których nie zrobiłby ojciec. Jesteś rozdarty, bo nie chcesz, żeby dzieci cierpiały – dodawał na łamach „L’Equipe”. Opowiadał też wówczas, że choć dla Ingrid także planuje karierę biegaczki, to już nie dla najmłodszego Williama, bo chciałby na stare lata wreszcie pobyć ojcem.

Ingebrigtsenowie. Rodzinny biznes biegowy

Jakob jest dziś w biegu na 1500 m czwartym najszybszym człowiekiem w dziejach tej konkurencji (3:26.13). Rekord świata na 3000 m ustanowił podczas Memoriału Kamili Skolimowskiej na Stadionie Śląskim w Chorzowie (7:15.55). Osiąga wyniki, które kiedyś były dostępne jedynie dla biegaczy pochodzących z Afryki. Niedawno został czwartym zawodnikiem w historii, który obronił tytuł mistrza świata na 5000 m. Trenują go dziś bracia Filip oraz Henrik, więc jego bieganie to wciąż rodzinny biznes. Ojciec oferował podobno swoją pomoc latem 2022 roku, gdy Jakob w Eugene na 1500 metrów zdobył srebro, ale do ich relacji nie było już wówczas powrotu.

Czytaj więcej

Najlepsza impreza na świecie odbyła się w Chorzowie. Gwizdali tylko na Andrzeja Dudę

To nie znaczy, że Gjert zrezygnował z zawodu. Trenuje Pera Svelę oraz Narve Gilje Nordasa, i to z sukcesami, skoro ten drugi na ostatnich mistrzostwach świata zdobył brąz. Obaj jeździli na obozy z Ingebrigtsenami już wcześniej i według Jakoba widzieli, jak Gjert traktuje synów. To, że nie odeszli z grupy, nazwał „nożem w plecy”. – Jeśli zostanie skazany, to będzie koniec współpracy – zapewnia Nordas w rozmowie z NRK, ale korzyści płynących ze współpracy nie odrzuca. Dzięki metodom Gjerta za pół roku, podczas mistrzostw świata w Tokio, będzie dla Jakoba jednym z najgroźniejszych rywali.

Proces śledzi cała Norwegia tak samo jak jeszcze niedawno produkowany przez państwową NHK paradokument „Team Ingebrigtsen”. Każdy z 25 odcinków serialu w latach 2016–2021 przyciągał przed ekrany co piątego Norwega. Ingebrigtsenowie także dzięki niemu stali się najsłynniejszą rodziną w kraju, niektórzy nazywali ich „norweskimi Kardashianami”. Dziś serial jest już niedostępny, zniknął z serwerów. Trudno się nim chwalić, skoro wiemy, że kamery nie pokazały wszystkiego.

Norwegowie poznali Ingebrigtsenów jako oddaną sportowi rodzinę dowodzoną przez Gjerta, patriarchę wychowującego dzieci w protestanckim kulcie pracy. Kiedy kamera krążyła wokół prężących torsy braci Henrika, Filipa i Martina, słyszeliśmy zza kadru, że to opowieść o sportowcach, którzy odrzucają norweski egalitaryzm i mówią: „Chcemy być najlepsi”. Nie zobaczyliśmy przemocy. Bywało, że twórcy serialu wręcz odwracali się od prawdy, bo gdy najmłodsza Ingrid rozkleiła się przed kamerą na pytanie o swoją sportową przyszłość, usunęli scenę i do tematu nie wrócili.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Lekkoatletyka
Mykolas Alekna znów pobił rekord świata. Czy zrobił to uczciwie?
Lekkoatletyka
Memoriał Janusza Kusocińskiego. Najstarszy polski mityng wraca na Stadion Śląski
Lekkoatletyka
Grand Slam Track. Michael Johnson szuka Świętego Graala
Lekkoatletyka
Klaudia Siciarz kończy karierę. Niespełniona nadzieja polskich płotków
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Lekkoatletyka
Justyna Święty-Ersetic: Umiem obsłużyć broń. Życie wojskowe nie jest mi obce