Grand Slam Track. Michael Johnson szuka Świętego Graala

Pierwszy mityng cyklu Grand Slam Track, który ma być konkurencją Diamentowej Ligi, nie okazał się porywającym widowiskiem, choć uczestnicy dostali rekordowe premie.

Publikacja: 10.04.2025 18:21

Michael Johnson wierzy, że Grand Slam Track pokochają nie tylko biegacze, ale i kibice

Michael Johnson wierzy, że Grand Slam Track pokochają nie tylko biegacze, ale i kibice

Foto: AFP

Lekkoatleci rywalizowali na tle pustych trybun, realizacja telewizyjna nie wyznaczyła nowych standardów jakości (dopiero po zawodach dowiedzieliśmy się, że dzień wcześniej przez Kingston przeszła wichura, co utrudniło pracę producenta sygnału), przerwy między konkurencjami się dłużyły, a najlepsi sprinterzy świata najwyraźniej nie uwierzyli Gordonowi Gekko, że „chciwość jest dobra”, i w większości zostali w domu, bo mają w tym sezonie poważniejsze cele.

Zwycięzcy zawodów – Sydney McLaughlin-Levrone, Gabby Thomas, Alison dos Santos czy Kenneth Bednarek, a więc gwiazdy swoich konkurencji, mistrzowie i wielokrotni medaliści wielkich imprez – zgarnęli rekordowe w królowej sportu, 100-tysięczne premie, ale można wątpić, czy organizatorzy Michael Johnson oraz Steve Gera faktycznie odkryli lekkoatletycznego Świętego Graala.

Czytaj więcej

Justyna Święty-Ersetic: Umiem obsłużyć broń. Życie wojskowe nie jest mi obce

Grand Slam Track. Miliony dla biegaczy

Grand Slam Track to złożony z czterech mityngów – po będącym stolicą jamajskiego sprintu Kingston kolejne ugoszczą Miami (2–4 maja), Filadelfia (30 maja – 1 czerwca) i Los Angeles (27–29 czerwca) – cykl wyłącznie dla biegaczy. Nie ma w nim konkurencji technicznych, więc szukanie na listach startowych tyczkarza Armanda Duplantisa czy kulomiota Ryana Crousera to próżny trud. Organizatorzy uznali, że z „track and field” pozostawią tylko „track”.

Udział w mityngu bierze 96 uczestników podzielonych na grupy: sprintu krótkiego (100 m i 200 m), sprintu długiego (200 m i 400 m), krótkich biegów średniodystansowych (800 m i 1500 m), długich biegów średniodystansowych (3000 m i 5000 m), wysokich płotków (100/110 m przez płotki i 100 m) oraz niskich płotków (400 m i 400 m przez płotki).

Każdą tworzy ośmioro uczestników: czworo zakontraktowanych na cały rok oraz czworo „challengerów”. Biegacze za miejsca dostają punkty. Zwycięzca grupy podczas każdej z imprez może liczyć na 100 tys. dol., a kolejni – odpowiednio na 50, 30, 25, 20, 15, 12,5 i 10 tys. dol. Łączna pula to 12,6 mln dol. Budżet na nagrody w Diamentowej Lidze to 9,24 mln dol. Zwycięzca każdej z 32 konkurencji może tam liczyć na 10 lub 20 tys. dol. w regularnym mityngu oraz 50 tys. dol. w finale.

30 mln dol.

wynosi tegoroczny budżet Grand Slam Track

Najlepsi tylko dzięki premiom mogą zarobić 400 tys. dol. Każdy ze stałych uczestników ma ponadto zagwarantowane liczone w setkach tysięcy startowe (challengerzy dostają po 2 tys. dol.). Budżet Grand Slam Track, którego głównym inwestorem jest założony w 2022 roku fundusz Winner Alliance, to 30 mln dol., a transmisje pierwszego mityngu podobno mogli zobaczyć kibice w 189 krajach.

Grand Slam Track. Gwiazdy zostały w domu

Johnson był biegaczem, mistrzem olimpijskim w biegu na 200 i 400 m, więc dla niego królowa sportu to przede wszystkim rozgłos i blichtr towarzyszące rywalizacji na bieżni, więc kształtowi jego projektu trudno się dziwić. Amerykanin nie chce wypychać z rynku, wyjaśnia, że jedynie „wypełnia” lukę. – Nasz cykl to odpowiednik Formuły 1 albo UFC – przekonuje na łamach „Guardiana”, choć w innych rozmowach szuka także porównań do tenisowego Wielkiego Szlema czy golfowego PGA Tour.

Odniesień do innych dyscyplin nie unika też Gera. Były marine oraz trener i działacz związany w przeszłości m.in. z futbolową NFL oraz piłkarską Barceloną podkreśla, że Grand Slam Track nie będzie dla Diamentowej Ligi tym, czym saudyjski LIF Golf stał dla PGA Tour. Nie chodzi o konkurencję czy próbę wrogiego przejęcia, lecz twórcze wykorzystywanie dostępnych na rynku przestrzeni.

Czytaj więcej

Halowe mistrzostwa świata. Sztafeta wraca na podium, Polki ze srebrem w Nankinie

Organizatorzy skupili się na biegaczach, bo to oni na lekkoatletycznym podwórku ogniskują uwagę świata. Nieprzypadkowo pierwsza produkcja Netflixa dotycząca królowej sportu to serial „Sprint”. – Badania pokazują, że ludzie oglądają biegi podczas igrzysk właśnie ze względu na stawkę, gwiazdy oraz historie. To recepta – przekonuje w „Guardianie” Johnson. – 155 mln ludzi na świecie w ciągu roku obejrzało zawody lekkoatletyczne co najmniej dwukrotnie, a 325 mln chociaż raz.

Nie dodaje, że fanów uwodzą gwiazdy, a tych największych w Grand Slam Track nie ma. Pierwszą odsłonę w domu obejrzeli m.in. mistrzowie olimpijscy w biegu na 100 m Noah Lyles i Julien Alfred, rekordziści świata Grant Holloway (110 m przez płotki) i Karsten Warholm (400 m przez płotki) oraz Sha’Carri Richardson (200 m), Femke Bol (400 m przez płotki) czy Jakob Ingebrigtsen (1500 m).

– Wszystkie szlemy są na początku roku i udział w każdym nie pomógłby nam w przygotowaniach do mistrzostw świata – nie kryje w rozmowie z „Atletieknieuws” Laurent Meuwly, który pracuje z Bol i Lieke Klaver. – Problemem są także cztery podróże między Europą a Stanami Zjednoczonymi bądź Jamajką w ciągu trzech miesięcy. Wydaje mi się ponadto, że dwa biegi w ciągu jednego weekendu na jakimkolwiek dystansie dłuższym niż 400 m nie są dla uczestników zbyt korzystną formułą.

Polaków na razie w Grand Slam Track nie ma, a i potencjalnych kandydatów możemy dziś liczyć na palcach jednej ręki

Grand Slam Track. Polaków jeszcze nie ma

Luki w obsadzie oraz to, że więcej gwiazd było podczas pierwszego Grand Slam Track w strefie VIP (Asafa Powell, Justin Gatlin, sam Johnson) niż na bieżni, entuzjazmu organizatorów oczywiście nie gaszą. – Chcemy w ciągu pięciu lat dotrzeć do bazy fanów każdej zawodowej ligi na świecie. Ten cel to nasza gwiazda polarna – przekonuje w rozmowie z „The Independent” Gera.

Brak Lylesa czy Alfred nie oznacza też, że gwiazd w cyklu nie ma. 28 z 48 „stałych” uczestników Grand Slam Track to medaliści ostatnich igrzysk w Paryżu. Są wśród nich złoci, jak Quincy Hall (400 m), Cole Hocker (1500 m), Thomas (200 m), Marileidy Paulino (400 m), Masai Russell (100 m przez płotki) czy McLaughlin-Levrone (400 m przez płotki). Polaków na razie na liście brakuje nawet wśród challengerów, a i potencjalnych kandydatów możemy liczyć dziś na palcach jednej ręki.

Największą gwiazdą polskich biegów jest Natalia Bukowiecka (400 m) i ofertę miała, ale terminy mityngów kolidowały jej z innymi planami startowymi. Ewa Swoboda (100 m) dłuższych dystansów (musiałaby wystartować także na 200 m) nie lubi. Jakub Szymański zaś na razie błyszczy raczej w hali (60 m przez płotki) niż na stadionie (110 m przez płotki). Na tym lista się kończy.

Czytaj więcej

Cztery medale Polaków na halowych mistrzostwach Europy. Sukces czy porażka?

Grand Slam Track utrwala lekkoatletyczny system kastowy

Johnson na sztandary Grand Slam Track bierze nie tyle poziom sportowy, co raczej nagrody, i nie wydeptuje nowych ścieżek. Szef World Athletics Sebastian Coe także czuje, że najlepsi potrzebują finansowego docenienia. To jego federacja rok temu porwała się na rewolucję i po raz pierwszy w dziejach igrzysk nagrodziła złotych medalistów 50-tysięczną premią w dolarach, co nie pomogło Brytyjczykowi w wyborach na przewodniczącego Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego (MKOl).

Już za rok, 11–13 września w Budapeszcie, odbędzie się Ultimate Championship z najwyższą w dziejach World Athletics, 10-milionową pulą nagród. Ma to być oczywiście „ekscytujący, nowy format przyciągający przed telewizory miliony widzów” z udziałem 16 najlepszych zawodników w każdej konkurencji, który wypełni w kalendarzu lukę w sezonie bez mistrzostw świata.

Nie wszyscy będą zadowoleni, skoro w programie Ultimate Championship nie ma pchnięcia kulą czy kobiecego rzutu młotem. Lekkoatletyczny świat zawsze dzielił się jednak na kasty, co nowe imprezy jedynie utrwalają. Najważniejsi są biegacze. Niższą rangę finansową ma rywalizacja w dyscyplinach technicznych, ale i w tej grupie jest podział, skoro chociażby młociarze występują tylko na pojedynczych mityngach Diamentowej Ligi. Chodziarzy zaś na takich imprezach w ogóle nie ma.

Czytaj więcej

Ewa Swoboda zgubiła radość. „Nic mnie nie cieszy, biegania już nie kocham”

– Ocalę to, co da się ocalić – wyjaśnia Johnson pytany, dlaczego organizuje imprezę wyłącznie dla biegaczy, i trudno mu się dziwić. Jako człowiek biznesu wie, że przypływ nie uniesie wszystkich łodzi. Pytaniem pozostaje, czy tak wybrakowaną imprezę kupią kibice, bo nie brakuje głosów, że jej pierwsza odsłona – choć dla uczestników kasowa – z punktu widzenia fanów okazała się kapiszonem.

Lekkoatleci rywalizowali na tle pustych trybun, realizacja telewizyjna nie wyznaczyła nowych standardów jakości (dopiero po zawodach dowiedzieliśmy się, że dzień wcześniej przez Kingston przeszła wichura, co utrudniło pracę producenta sygnału), przerwy między konkurencjami się dłużyły, a najlepsi sprinterzy świata najwyraźniej nie uwierzyli Gordonowi Gekko, że „chciwość jest dobra”, i w większości zostali w domu, bo mają w tym sezonie poważniejsze cele.

Pozostało jeszcze 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Lekkoatletyka
Memoriał Janusza Kusocińskiego. Najstarszy polski mityng wraca na Stadion Śląski
Lekkoatletyka
Klaudia Siciarz kończy karierę. Niespełniona nadzieja polskich płotków
Lekkoatletyka
Justyna Święty-Ersetic: Umiem obsłużyć broń. Życie wojskowe nie jest mi obce
Lekkoatletyka
Najlepsi lekkoatleci świata przyjadą do Torunia. „Osiągamy sufit”
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Lekkoatletyka
Wielkie święto biegaczy. Półmaraton Warszawski znów zapisał się w historii