Nasza sprinterka miała kiepski start, rywalki wyrwały do przodu szybciej. Swoboda nabierała prędkości, ale nie odrobiła strat. Minęła metę czwarta (7.04), przegrała brązowy medal o dwie tysięczne sekundy. Sięgnęłaby podium, gdyby pobiegła tak, jak niedawno w Toruniu. Tej zimy miała tam dwa najlepsze czasy życia: 7.00 i 6.99. To mogłoby dać nawet srebro.

- Bloki nie wyszły, zostałam. Próbowałam gonić, ale było tu szybkie bieganie. Smutno mi, dziękuję za trzymanie kciuków. Ta zima daje nadzieję na lato - przyznała Swoboda przed kamerą TVP Sport. To pierwszy przypadek w dziejach halowych mistrzostw świata, kiedy czas 7.04 nie dał medalu.

Złoto nieoczekiwanie zdobyła Szwajcarka Mujinga Kambundji. Doświadczona zawodniczka nigdy wcześniej nie złamała granicy 7 sekund, a w Belgradzie pokonała dystans 60 metrów w 6.96 - ten wynik to romans z historią, czwarty czas w dziejach konkurencji. Srebro, dzięki pobiciu rekordu życiowego (6.99), wywalczyła Amerykanka Mikiah Brisco.

Czytaj więcej

Polskie tornado. Adrianna Sułek wicemistrzynią świata