Na początek mamy więc przegląd sił i możliwości głównych – obok Orlando Magic z Marcinem Gortatem w składzie – faworytów do mistrzowskiego tytułu, bo za takich uchodzą Cleveland Cavaliers, najlepszy zespół Konferencji Wschodniej i całej ligi po sezonie zasadniczym, oraz Los Angeles Lakers (57-25), broniący tytułu liderzy Konferencji Zachodniej.
Rywalem Cleveland (61 zwycięstw – 21 porażek) jest zespół Chicago (41-41). W przeszłości Bulls sześciokrotnie zdobywali mistrzostwo NBA, ale teraz nie są faworytem w rywalizacji z drużyną, która nigdy nie zdobyła tytułu. Zespół Chicago jako ostatni z 16 uczestników fazy pucharowej zapewnił sobie udział w play-off. W trakcie sezonu miał wzloty i upadki. W pewnym momencie posada trenera Vinny’ego Del Negro była mocno zagrożona. Coach utrzymał się na stanowisku, ale pozostaje w konflikcie z generalnym menedżerem Johnem Paxsonem. Przed rokiem jego drużyna sprawiła mnóstwo kłopotu Boston Celtics. Bulls przegrali w pierwszej rundzie 3-4, ale tak zmęczyli faworytów, że potem obrońcy tytułu już nic nie zdziałali. Teraz trudno się spodziewać podobnego scenariusza. Eksperci stacji ESPN w znakomitej większości przewidują, że Bulls w serii do pięciu zwycięstw wygrają najwyżej jedno spotkanie. Szczególnie ciekawa będzie rywalizacja Derricka Rose’a z LeBronem Jamesem i Joakima Noaha, syna znanego francuskiego tenisisty Yannicka, z Shaquille’em O’Nealem, który wraca do drużyny właśnie na play-off po wyleczeniu urazu kciuka. – Spróbujemy zaszokować świat i wyeliminować Cavaliers – zapowiada Noah. Czy to się uda?
Trener Cleveland Mike Brown po pozyskaniu przed i w trakcie sezonu m.in. O’Neala, Anthony’ego Parkera, Antawna Jamisona ma w tym roku wyjątkowo silny i szeroki skład. W ostatnich meczach sezonu, gdy drużyna miała już zapewniony numer 1 w rozstawieniu przed play-off, mógł sobie pozwolić na niewystawianie asa zespołu LeBrona Jamesa, by uniknąć niepożądanej kontuzji.
W bezpośrednich spotkaniach w sezonie zasadniczym obydwa zespoły wygrały po dwa razy (Bulls 86:85 i 109:108, Cavaliers 101:87 i 92:85).
Los Angeles Lakers nie są tak mocni jak przed rokiem. W styczniu dali się zepchnąć Cleveland Cavaliers z pozycji lidera ligi, w końcówce sezonu wyprzedzili ich także Orlando Magic (59-23), co oznacza, że w ewentualnym finale z którymś z tych zespołów obrońcy tytułu nie będą mieli przewagi własnego parkietu.