Finały NBA. Zaczęło się od trzęsienia ziemi

W pierwszym meczu o mistrzostwo NBA Indiana Pacers pokonali na wyjeździe Oklahoma City Thunder 111:110 po rzucie Tyrese’a Haliburtona w ostatniej sekundzie. To zwiastuje ogromne emocje w rywalizacji do czterech zwycięstw.

Publikacja: 06.06.2025 13:21

Finały NBA. Zaczęło się od trzęsienia ziemi

Foto: Kyle Terada-Imagn Images

Przed rozpoczęciem rywalizacji tylko jedno było pewne: któraś z drużyn podniesie puchar Larry’ego O’Briena po raz pierwszy. Nigdy jeszcze się nie zdarzyło, by mistrzostwo zdobył zespół ze stanu Indiana albo z Oklahomy. Obie drużyny rzadko też miały szansę, żeby o mistrzostwo powalczyć.

Pacers awansowali do wielkiego finału po raz pierwszy od 2000 roku. Gwiazdą drużyny był wtedy Reggie Miller, a trenerem Larry Bird. Thunder musieli czekać na taką okazję krócej, bo od 2012 roku, kiedy drużyna prowadzona przez Kevina Duranta, Russella Westbrooka i Jamesa Hardena stanęła naprzeciw Miami Heat LeBrona Jamesa, Dwayne’a Wade’a i Chrisa Bosha. To już jednak odległa historia i teraz obie drużyny mogą ją napisać na nowo, po swojemu.

Finał NBA: Shai Gilgeous-Alexander, największa gwiazda Oklahoma City Thunder

Przed rozpoczęciem rywalizacji faworytami byli koszykarze Oklahoma City Thunder. W sezonie zasadniczym grali znakomicie, a ich lider Shai Gilgeous-Alexander był praktycznie nie do zatrzymania. Zdobywał punkty, podawał, zbierał, bronił i zasłużenie zdobył nagrodę MVP. Jego znakiem rozpoznawczym są dynamiczne wejścia pod kosz przeciwnika, które często kończą się faulami (złośliwi mówią, że sędziowie gwiżdżą przewinienia rywali czasami nawet na wszelki wypadek, bez kontaktu z przeciwnikiem).

Gilgeous-Alexander to niejedyna broń Thunder. Ważni w układance trenera Marka Daigneaulta są też Chet Holmgren, Jalen Williams czy weteran Alex Caruso, który błyszczy i jest ulubieńcem kibiców już w kolejnym klubie. Temu ostatniemu można powierzać różne zadania w obronie i w ataku, i być pewnym, że się z nich wywiąże. Oprócz skutecznej ofensywy koszykarze z Oklahomy mają też twardą obronę, np. często przechwytują piłkę (10.6 na 100 posiadań) i wyprowadzają z tego kontrataki.

Tak to wyglądało w pierwszej połowie, kiedy Pacers tracili piłkę aż 19 razy. Na szczęście dla nich pozwolili rywalom na zdobycie po przechwytach tylko dziewięciu punktów. W drugiej połowie wszystko się odmieniło. Drużyna z Indiany zanotowała tylko pięć strat, co okazało się kluczem do sukcesu. Tyrese Haliburton i koledzy mozolnie odrabiali straty. W ostatniej akcji meczu lider Pacers zwiódł pilnującego go Casona Williamsa i trafił za dwa punkty na 0.3 sekundy przed końcem meczu.

Tyrese Haliburton bohaterem Indiana Pacers

Dla Haliburtona, oprócz radości ze zwycięstwa, ten rzut miał na pewno dodatkowo słodki smak. W kwietniowym głosowaniu dla magazynu „The Athletic” lider Pacers został przez kolegów z parkietu wybrany najbardziej przecenionym graczem NBA (zebrał 14.4 proc. głosów). Od tego czasu staje się specjalistą od decydujących akcji. W pierwszym meczu finału Konferencji Wschodniej przeciwko New York Knicks szalonym rzutem równo z końcową syreną doprowadził do dogrywki, a potem pokazał słynny gest duszenia, który kiedyś wykonał Reggie Miller.

Czytaj więcej

Polski skaut Los Angeles Lakers: Nie mogę nikogo przegapić

Jednak siła Pacers to nie tylko Haliburton. W tej drużynie naprawdę każdy może być bohaterem i dokłada swoją cegiełkę. W pierwszym meczu przeciwko drużynie z Oklahomy żaden zawodnik nie zdobył 20 punktów, za to aż sześciu graczy Pacers miało na koncie dwucyfrowy wynik. W zespole rywali grę w ataku zdominował Gilgeous-Alexander, który rzucił aż 38 punktów, ale koszykówka to gra zespołowa, więc te popisy nie wystarczyły do zwycięstwa.

Lider Oklahomy uspokaja jednak, że po pierwszym spotkaniu nic się nie kończy. – Musimy wygrać cztery mecze, zanim oni zwyciężą jeszcze trzy razy. Tak to w tym momencie wygląda. To jest bardzo proste – powiedział po porażce. I trudno się z nim nie zgodzić.

Drugi mecz finałowy w nocy z niedzieli na poniedziałek o 2.00. Transmisja w Canal+ Sport

Przed rozpoczęciem rywalizacji tylko jedno było pewne: któraś z drużyn podniesie puchar Larry’ego O’Briena po raz pierwszy. Nigdy jeszcze się nie zdarzyło, by mistrzostwo zdobył zespół ze stanu Indiana albo z Oklahomy. Obie drużyny rzadko też miały szansę, żeby o mistrzostwo powalczyć.

Pacers awansowali do wielkiego finału po raz pierwszy od 2000 roku. Gwiazdą drużyny był wtedy Reggie Miller, a trenerem Larry Bird. Thunder musieli czekać na taką okazję krócej, bo od 2012 roku, kiedy drużyna prowadzona przez Kevina Duranta, Russella Westbrooka i Jamesa Hardena stanęła naprzeciw Miami Heat LeBrona Jamesa, Dwayne’a Wade’a i Chrisa Bosha. To już jednak odległa historia i teraz obie drużyny mogą ją napisać na nowo, po swojemu.

Pozostało jeszcze 80% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Koszykówka
Polski skaut Los Angeles Lakers: Nie mogę nikogo przegapić
Materiał Promocyjny
Mieszkania na wynajem. Inwestowanie w nieruchomości dla wytrawnych
Koszykówka
Ruszają play-offy NBA. Nikt nie chce na emeryturę
Koszykówka
Gwiazdy NBA w Polsce. Atrakcyjne losowanie reprezentacji Polski
Koszykówka
Eurobaskiet 2025. Mural w Katowicach czeka na medal
Koszykówka
Kiedy do gry wróci Jeremy Sochan? „Jestem coraz silniejszy”