Jeden zawodnik nigdy sam nie zdobędzie tytułu, do tego potrzeba drużyny, ale też bez wielkich gwiazd naprawdę trudno sięgnąć po mistrzostwo. Gilgeous-Alexander pokazał, że potrafi grać efektownie, bić rekordy, a koniec końców liczy się dla niego zespół. W siódmym meczu finału nie szło mu zdobywanie punktów, więc rozdał kolegom 12 asyst, zebrał pięć piłek, zablokował dwa rzuty i zanotował jeden przechwyt.
Mimo problemów z trafieniem do kosza (tylko osiem celnych rzutów na 27 prób) i tak ostatniej nocy zdobył 29 punktów. W siedmiu meczach serii przeciwko Indiana Pacers zdobywał średnio ponad 30 punktów i 5,6 asysty, i zasłużenie zdobył tytuł MVP finałów NBA im. Billa Russella.
Shai Gilgeous-Alexander jak Abdul-Jabbar i Shaq
To była prawdziwa wisienka na torcie, bo już wcześniej gwiazdor Oklahoma City Thunder zgarnął statuetkę dla najlepszego gracza sezonu zasadniczego, pokonując minimalnie w głosowaniu Nikolę Jokicia (patronem nagrody jest Michael Jordan), i nagrodę dla najlepszego zawodnika finałów Konferencji Zachodniej, która nosi imię Magica Johnsona.
Czytaj więcej
Oklahoma City Thunder zakończyło niezwykły sezon, pokonując Indianę Pacers 103-91 w siódmym meczu...
To nie koniec osiągnięć Gilgeousa-Alexandra. Zawodnik OKC został też królem strzelców minionego sezonu. Wcześniej tylko Kareem Abdul-Jabbar i Shaquille O’Neal zdołali w jednym sezonie zdobyć nagrody MVP, MVP finałów i najlepszego strzelca. – Trudno uwierzyć, że znalazłem się w tym gronie – powiedział lider Oklahomy po meczu.