Polski skaut Los Angeles Lakers: Nie mogę nikogo przegapić

Dobry skaut nie tyle pierwszy odkryje zawodnika, co wyda o nim trafną opinię. W naszej branży niewielu jest trendsetterów. Do tego właśnie aspiruję. Chcę, żeby moje opinie były tymi, za którymi pójdą inni – mówi "Rz" Bronisław Wawrzyńczuk, skaut Los Angeles Lakers.

Publikacja: 22.04.2025 12:02

Nie ma jednej drogi do zostania skautem klubu NBA - mówi Bronisław Wawrzyńczuk

Bronisław Wawrzyńczuk

Nie ma jednej drogi do zostania skautem klubu NBA - mówi Bronisław Wawrzyńczuk

Foto: Archiwum prywatne

Kiedyś w teleturnieju "Jeden z dziesięciu" na pytanie o to, skąd jest Anwil, padła odpowiedź „Los Angeles”. Prawie się spełniło, bo był pan konsultantem ds. sportowych tego klubu, a teraz zaczyna pracę jako skaut Lakers.

Znałem ten filmik wcześniej i kiedy czułem podczas procesu rekrutacyjnego, że jestem blisko sukcesu, pomyślałem, że może znów stać się popularny. Wszyscy wiedzą, kim są Los Angeles Lakers, i to wydarzenie odbiło się szerokim echem w europejskim światku koszykarskim. W Polsce to też był ważny news.

Jak dostać pracę w Lakers? Raczej nie wywieszają ogłoszeń na portalach rekrutacyjnych.

Nie ma jednej drogi do zostania skautem klubu NBA. Zazwyczaj taką pracę dostają byli koszykarze, którzy znają samą dyscyplinę, ale też zawodników, trenerów i wiele drzwi jest przed nimi otwartych. Zaskoczę jednak, bo ogłoszenie o pracę się pojawiło. Lakers działają bardzo korporacyjnie, są bardzo transparentni, mają własny dział HR. Oczywiście, zanim ogłoszenie się pojawiło, szukali kandydatów wewnątrz środowiska. Trafili na mnie i sami się odezwali. Po rozmowie mój szef Antonio Maceiras obiecał, że postara się, by moje CV nie zaginęło pomiędzy tysiącami innych ofert.

Jak można zaimponować komuś z Lakers?

Stawiam na przygotowanie merytoryczne. Do takiej rozmowy szykowałem się przez ostatnie 7-8 lat. Takie wakaty nie zdarzają się codziennie, lecz raz na kilka lat i trzeba być gotowym na swoją szansę. Pomagają rekomendacje od wpływowych, ważnych osób, ale trzeba mieć też szczęście, bo kluby mają różne filozofie i niektóre chcą koniecznie byłego zawodnika. W Lakers pracują Aaron Jackson czy Daniel Ewing znany z polskich parkietów. Inni chcą mieć spojrzenie kogoś z zewnątrz. Pasowałem Lakersom, bo doszedłem do tego miejsca ciężką pracą, nie będąc byłym zawodnikiem, z kraju, który nie jest potężny koszykarsko. To im zaimponowało.

Czytaj więcej

Ruszają play-offy NBA. Nikt nie chce na emeryturę

Patrzyli też na doświadczenie. Najbardziej pomogła praca w potężnym Fenerbahce?

To olbrzymia marka, jeśli chodzi o koszykówkę europejską i tam nauczyłem się korporacyjnego podejścia wewnątrz koszykarskiego świata. Najbardziej pomogła jednak praca w Ulm, gdzie budowałem reputację miejsca, wychowującego talenty do gry w NBA. Rekrutowałem tam graczy w wieku 13-14 lat, a teraz wielu z nich puka do NBA. Ważne było to, że cały czas utrzymywałem z nimi kontakt, znałem się z ich rodzicami. Istotna była też praca w ukraińskim Prometey, bo to nieczęsto się zdarza, żeby w tak młodym wieku być dyrektorem sportowym. Tam szukałem często zawodników, którzy byli także interesujący dla NBA, tylko że u nas byliby gwiazdami, a tam byli potrzebni jako tanie uzupełnienie składu.

Będę pracował głównie poza Los Angeles, bo takie mam zadania. W centrali będę kilka razy do roku, na pewno przed naborem do NBA

Co się działo po tym pierwszym telefonie?

Potem wysłałem CV i przejął mnie dział HR, przygotowując mój profil psychologiczny pod kątem dalszych rozmów, które odbywały się na wysokich szczeblach już w USA. Trzecim etapem była rozmowa na temat mojej filozofii pracy, realiów rynkowych, specyfiki NBA. Sprawdzali nie tylko wiedzę, ale też charakter, żeby wiedzieć, czy pasuję do grupy. Na tym etapie zostało już tylko kilku kandydatów, a do ostatnich rozmów dotarło nas dwóch. Na końcu było spotkanie z Robem Palinką, czyli drugą najważniejszą osobą w Lakers. On jest bardzo zajęty i trzeba było dawać szybkie dobre odpowiedzi. Decyzja była podjęta już wcześniej, ale ponieważ to on podpisuje się pod kontraktem, to chciał sam mnie sprawdzić.

Na wyobraźnię działa praca z LeBronem Jamesem i Luką Donciciem.

Będę pracował głównie poza Los Angeles, bo takie mam zadania. W centrali będę kilka razy do roku, na pewno przed naborem do NBA, kiedy zamykamy się w tzw. draft roomie i rozważamy wszystkie możliwe warianty, kto ma najwięcej talentu i będzie do nas pasował. Poza tym mamy zawsze team building tuż przed sezonem, kiedy wszyscy są zapraszani, żeby spędzić trochę czasu w organizacji, nawiązać relacje. Codziennie piszemy do siebie maile, ale rzadko mamy okazję się spotykać. Po raz pierwszy pojadę do USA na tzw. draft combine w Chicago, gdzie ogląda się wszystkich kandydatów do NBA. Przy okazji wpadnę do Los Angeles. Poza tym będę jeździł do USA w zależności od potrzeb.

Czytaj więcej

Gwiazdy NBA w Polsce. Atrakcyjne losowanie reprezentacji Polski

Polska też będzie pod pana okiem? Czy raczej unika się wysyłania skauta do ojczyzny?

Z jednej strony chodzi o to by być w środku środowiska, więc jest wskazane, żebym doglądał talenty w Polsce i w naszym regionie. Istnieje też jednak takie zjawisko jak overscouting, kiedy znasz kogoś zbyt dobrze i możesz przestać być obiektywny. Na to zwraca się jednak uwagę, gdy ktoś jest blisko podpisania kontraktu, a nie na etapie odkrywania talentu.

Pojawiają się w Polsce talenty na miarę NBA?

Parę nazwisk zapewne widnieje na szerokich listach w notesach skautów drużyn z najlepszej ligi świata. Jednakże z tych, których śledzi się najbardziej intensywnie, czyli od wieku 16 lat, na ten moment nie widać oczywistych kandydatów. Bardzo bym chciał, żeby było nas w NBA więcej, ale jeśli któremuś z młodych Polaków uda się dołączyć do tego elitarnego grona w najbliższych latach, zwłaszcza na stałe, powinniśmy traktować to bardziej w kategoriach pozytywnego zaskoczenia.

Ile nazwisk trzeba mieć w notesie?

Po prostu nie mogę nikogo przegapić, ale określonej liczby talentów nie ma. Czasem zdarzają się lepsze, czasem gorsze roczniki. Bywa, że jest ciekawych tylko 20 zawodników, a zdarza się, że i 40. Poza tym, nawet jeśli ja kogoś pierwszy wypatrzę, to nie będę go miał „na wyłączność”, bo za chwilę inni go odkryją. Wszyscy skauci mają te same listy. Praca skauta to wybieranie tego, co jest najlepsze dla organizacji, umiejętności wywiadowcze, precyzyjna ocena szans na karierę. Zawodników raczej się nie odkrywa, bo o najlepszych za chwilę będzie głośno.

Czytaj więcej

NBA czekała na niego jak na zbawiciela. Teraz 40-letni już LeBron James wciąż nadaje ton

W grubego nastolatka Nikolę Jokicia pewnie nie wszyscy wierzyli?

To prawda, trzeba było być geniuszem, żeby odkryć Jokicia. Wiele osób go widziało i nikt nie spodziewał się, że będzie tak dobry. Coraz więcej osób pracuje bardziej jako reporterzy, bo wyciągają średnią z opinii innych skautów. Dobry skaut nie tyle pierwszy odkryje zawodnika, co wyda o nim trafną opinię. W naszej branży niewielu jest trendsetterów. Do tego właśnie aspiruję. Chcę, żeby moje opinie były tymi, za którymi pójdą inni.


Kiedyś w teleturnieju "Jeden z dziesięciu" na pytanie o to, skąd jest Anwil, padła odpowiedź „Los Angeles”. Prawie się spełniło, bo był pan konsultantem ds. sportowych tego klubu, a teraz zaczyna pracę jako skaut Lakers.

Znałem ten filmik wcześniej i kiedy czułem podczas procesu rekrutacyjnego, że jestem blisko sukcesu, pomyślałem, że może znów stać się popularny. Wszyscy wiedzą, kim są Los Angeles Lakers, i to wydarzenie odbiło się szerokim echem w europejskim światku koszykarskim. W Polsce to też był ważny news.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Koszykówka
Ruszają play-offy NBA. Nikt nie chce na emeryturę
Koszykówka
Gwiazdy NBA w Polsce. Atrakcyjne losowanie reprezentacji Polski
Koszykówka
Eurobaskiet 2025. Mural w Katowicach czeka na medal
Koszykówka
Kiedy do gry wróci Jeremy Sochan? „Jestem coraz silniejszy”
Koszykówka
Prezes Polskiego Związku Koszykówki: Nie planuję rewolucji