Przed nim tylko trzech Polaków w XXI wieku zagrało w najlepszej lidze świata: Cezary Trybański, Maciej Lampe i Marcin Gortat. Kiedy karierę kończył ten ostatni, padało pytanie, kiedy doczekamy się kolejnego rodaka, odnoszącego sukcesy za oceanem. Próbowali swoich sił m.in. Mateusz Ponitka i robiący furorę w akademickiej lidze NCAA Przemysław Karnowski, ale nie przekonali klubów NBA do swoich umiejętności.
Najzdolniejszych wysokich chłopców urodzonych w Polsce zagarniała o wiele popularniejsza u nas siatkówka, a poziom szkolenia młodych koszykarzy w naszym kraju też nie jest najwyższy.
Jeremy Sochan urodził się w USA, gdzie grać na uczelni pojechała jego mama Aneta, w przeszłości zawodniczka warszawskiej Polonii. Sport był zresztą w jego rodzinie przekazywany z pokolenia na pokolenie. Pradziadek Zygmunt grał w piłkę w Warszawiance i był dyrektorem hali Torwar, a dziadek Juliusz (Jeremy dostał po nim drugie imię) był przez lata związany z warszawską koszykówką oraz stołeczną AWF.
Wakacje u babci i cioci
Po dzieciństwie w USA Jeremy z matką (ojciec zginął w wypadku) przeniósł się do Wielkiej Brytanii i to właśnie w Southampton przyszły reprezentant Polski zaczynał treningi. Próbował różnych dyscyplin, stał na bramce w drużynie piłkarskiej, ćwiczył badmintona, co na pewno pomogło w budowaniu ogólnej sprawności. Koszykówki spróbował już jako sześciolatek.
Do Polski przyjeżdżał regularnie na wakacje, które spędzał u babci lub cioci, mieszkających w Warszawie. Mówił po polsku, dlatego łatwiej mu było wejść w grupę rówieśników, kiedy zaczął już być powoływany na zgrupowania młodzieżowych reprezentacji. Kontakt zainicjowała mama Aneta, ale Polski Związek Koszykówki zareagował profesjonalnie i regularnie podtrzymywał tę znajomość. Odpowiedzialny był za to Marek Popiołek (obecnie trener ekstraklasowej Astorii Bydgoszcz), a w przeszłości m.in. asystent Mike’a Taylora w pierwszej reprezentacji. Jeremy trafił do kadry U-14, prowadzonej przez trenera Dawida Mazura.