Był zmiennikiem Howarda, ale także w decydujących momentach spotkania grał obok niego jako silny skrzydłowy, przyczyniając się do zwycięstwa zespołu.
To było jedno z najlepszych spotkań polskiego środkowego w tym sezonie NBA, a drugie pod względem minut spędzonych przez niego na parkiecie. Dłużej - 34 minuty - Gortat grał tylko przeciwko Cleveland Cavaliers i wówczas także zdobył sześć punktów i miał osiem zbiórek.
Polak wszedł na boisko już w 4. minucie spotkania, gdy drugi faul popełnił Dwight Howard. Gwiazdor Orlando trzeci raz sfaulował na początku drugiej kwarty, więc Gortat do przerwy grał w sumie aż 16 minut. W tym czasie miał sześć zbiórek i wyróżniał się szczególnie w obronie, trzykrotnie blokując rywali. Dwa razy powstrzymał w ten sposób pod koszem Glena Davisa, a raz najlepszego strzelca Celtics Paula Pierce’a. Przy drugim bloku na Davisie, zebrał piłkę w obronie i został sfaulowany przez rywala. Oznaczało to rzuty wolne dla Polaka, z których zdobył on swój pierwszy punkt w meczu.
Do przerwy gra Magic nie układała się. Rywale, bardzo skuteczni z dystansu, prowadzili 51:40. Na początku trzeciej kwarty przewaga Celtics wzrosła do 16 punktów (56:40). Trener Stan Van Gundy próbował różnych ustawień. W czwartej kwarcie zdecydował się na rzadko stosowany wariant z dwoma wysokimi: Obok Howarda wystawił Gortata, co okazało się strzałem w dziesiątkę.
Dwie wieże Orlando zdominowały pole podkoszowe. Gospodarze w całym meczu mieli 47 zbiórek, goście - 32. Po dwóch rzutach za trzy punkty Jasona Williamsa i trzech celnych z czterech wolnych Gortata przewaga rywali zmalała do pięciu punktów. Do końca meczu pozostawało niespełna pięć minut, gdy Polak trafił od tablicy swój jedyny w meczu rzut z gry, dając drużynie pierwsze prowadzenie (85:84).