– Bardzo się przestraszyłem, kiedy zobaczyłem, że Paul nie jest w stanie zejść z boiska o własnych siłach. Myślałem, że to uraz kolana – mówił po meczu trener Bostonu Doc Rivers. Dla zespołu walczącego o 17. mistrzowski tytuł NBA mogło to oznaczać koniec marzeń o sukcesie. Dość szybko okazało się jednak, że uraz jest mniej groźny, niż się wydawało. Gwiazdor zespołu gospodarzy wrócił na parkiet jeszcze w tej samej kwarcie i w ciągu 22 sekund trafił dwukrotnie za trzy punkty. Dzięki niemu Celtics wyszli na prowadzenie 75: 71, którego nie oddali już do końca.
W ekipie gospodarzy żaden z trójki jej liderów nie zszedł poniżej poziomu prezentowanego w całym sezonie. Kevin Garnett zdobył 24 pkt i miał 13 zbiórek, Pierce skończył mecz z dorobkiem 22 pkt (15 w dramatycznej trzeciej kwarcie), a Ray Allen – 19.
Lakers przegrali, gdyż słabiej niż można było oczekiwać zagrał ich gwiazdor Kobe Bryant. Najlepszy koszykarz sezonu zasadniczego przebywał na parkiecie 42 minuty i ciągle szukał swojego rytmu gry. Dokładnie pilnowany przez rywali próbował oddawać piłkę do mających lepsze pozycje partnerów, ale ich rzuty w decydujących akcjach niewiele dawały. Kobe skończył mecz z dorobkiem 24 pkt – o wiele mniej od swojej dotychczasowej średniej w play-off (31,4).
Finał (do 4 zwycięstw): • Boston Celtics – Los Angeles Lakers 98:88 (23:21, 23:30, 31:22, 21:15). Najwięcej dla Bostonu: K. Garnett 24, P. Pierce 22; dla Lakers: K. Bryant 24, P. Gasol 15, D. Fisher 15. Stan rywalizacji 1-0. Drugi mecz w niedzielę w Bostonie.