W sobotni poranek Europa wygrała 3:1, po południu był remis 2:2. W sumie wszystko jasne: golfistom Starego Kontynentu do zdobycia na dwa lata złocistego Pucharu Rydera wystarczą cztery zwycięstwa i jeden remis w dwunastu meczach singlowych finału.
Ranek był zaskakująco dobry dla Europejczyków, w formacie fourball można grać odważnie, spodziewano się ataku Amerykanów, ale w bardziej bojowym nastroju były pary wystawione przez kapitana Thomasa Bjoerna.
Dokładanie punktów rozpoczęli Sergio Garcia i Rory McIlroy, po nich świetnie spisali się Anglicy Paul Casey i Tyrell Hatton, ale show skradli ponownie Francesco Molinari i Tommy Fleetwood – roznieśli parę Tiger Woods i Patrick Reed 4&3 (cztery dołki przewagi na trzy przed końcem), stało się oczywiste, że ten debel nazwany zgrabnie przez kibiców i komentatorów „Moliwood", to największe odkrycie tegorocznego Pucharu Rydera i główna siła niosąca drużynę Europy do zwycięstwa.
Molinari i Fleetwood dodali jeszcze jeden efektowny punkt po południu (Tiger miał pecha, znów na nich trafił, tym razem z Brysonem DeChambeau), w statystykach pojawił się historyczny zapis, że to pierwsza para europejska w kronikach Ryder Cup, która zdobyła 4 punkty w 4 meczach.
Na sobotnią popołudniową sesję w formacie foursomes (jedna piłka na parę, uderzenia na przemian) kapitan Bjorn posłał te same cztery pary, które tak efektownie zwyciężyły 4:0 w piątek. Trochę zmienił ich kolejność, ale znów zaczynali Justin Rose z Henrikiem Stensonem, rywalizowali z parą amerykańskich siłaczy: Dustinem Johnsonem i Brooksem Koepką.