Drugie miejsce polskiego golfisty w afrykańskim turnieju European Tour jest wiadomością egzotyczną także ze względu na okoliczności przyrodnicze tego sukcesu: pole Leopard Creek Country Club w Malelane leży obok Parku Narodowego Krugera. Wbijać piłki do dołków w bliskim towarzystwie słoni, bawołów, antylop, lampartów i małp to rzadkość.
Najbardziej niezwykłe jest jednak to, że grał tam świetnie reprezentant kraju, w którym golf pojawił się po wojennej przerwie dopiero na początku lat 90. XX wieku. Ten sport ma dziś nad Wisłą około 6000 aktywnych golfistów amatorów (plus kilkanaście tysięcy sympatyków) i garstkę zawodowców. Zagraniczni dziennikarze, opisując wyczyny Adriana, wciąż zaczynają od słów: „Pierwszy Polak, który...".
Na zawodową obecność w miejscach i okolicznościach podobnych do tych z Afryki Południowej Meronk pracuje jednak już 19 lat, czyli od chwili, gdy dostał od rodziców pierwszy komplet kijów. Golf pojawił się w życiu Adriana głównie za sprawą pasji ojca, przywiezionej po latach pracy w Niemczech.
W głowie ośmioletniego człowieka pojawiła się myśl, by nie tylko grać w piłkę, koszykówkę i siatkówkę albo skakać w dal i wzwyż, ale też przy ojcowskim boku zacząć docierać tam, gdzie nikt z Polaków wcześniej nie dotarł.
Zaczęły się pierwsze starty, turnieje, treningi w Binowie pod okiem Jana Lubienieckiego, długie dojazdy na pola. Przyszła kadra juniorska, wreszcie spotkanie na podwrocławskim polu Toya Golf & Country Club walijskiego trenera Matthew Tippera, przybyłego prosto z David Leadbetter Academy w ośrodku Mission Hills w Chinach.