Lubię, gdy jest pod górę

- Nie mam najmniejszego powodu do narzekań - mówi "Rzeczpospolitej" Tomasz Sikora, lider Pucharu Świata w biatlonie

Aktualizacja: 14.01.2009 23:51 Publikacja: 14.01.2009 16:10

Tomasz Sikora

Tomasz Sikora

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

[b]Rz: Wozi pan ze sobą żółtą kamizelkę startową z Oberhofu, czy trzeba było zdać za metą?[/b]

[b]Tomasz Sikora:[/b] Zabrałem, mam w hotelu w Ruhpolding. Zgrabnie wygląda. Tak bardzo chciałem ją mieć. Ale nie rozkładam na łóżku, żeby się wpatrywać wieczorami. Bez przesady, to tylko numer startowy, jeszcze nie zwariowałem.

[b]Narty inaczej niosą, gdy się jest liderem? Bo w niedzielnym biegu w Oberhofie były takie momenty, gdy wydawało się, że koszulka jest raczej ciężarem dla psychiki.[/b]

Była ostatnią rzeczą, o jakiej starałem się myśleć. Traktowałem ten start jak każdy inny. To nie przez koszulkę spudłowałem aż pięć razy, ani przez wiatr. Przyglądałem się swoim strzałom na powtórkach. Wiatr przeszkadzał, ale to były wyłącznie moje błędy.

[b]Koledzy biatloniści docenili nowego lidera?[/b]

Podszedł do mnie Ole Einar Bjoerndalen, uścisnął i pogratulował. Poza tym nie było wielu okazji do przyjmowania gratulacji, bo startowaliśmy ostatnio wieczorami i po biegu każdy chciał być jak najszybciej w hotelu. Ale ci, którzy mieszkali z nami, jak na przykład Słowacy, pamiętali o mnie.

[b]Przed panem tylko jeden Polak był liderem Pucharu Świata w sportach zimowych. Jesteście pod pewnym względem podobni do siebie z Adamem Małyszem: talenty, które się trafiły na organizacyjnej pustyni, do wszystkiego doszliście własnym uporem.[/b]

Nie mam prawa się porównywać z Adamem. Jesteśmy z dwóch innych światów. On odnosił sukces za sukcesem, zdobył kilka razy Kryształową Kulę, a mnie się nie udało ani razu.

[b]Nie był pan nigdy nawet na podium końcowej klasyfikacji. To cel na ten sezon?[/b]

Planowałem w tym roku miejsce w dziesiątce, najważniejszy miał być medal w mistrzostwach świata (od 14 do 22 lutego w koreańskim Pyeong Chang - red.). On wciąż pozostaje głównym celem, a gdybym skończył Puchar Świata na podium, byłbym w siódmym niebie. To jest wyzwanie. Pamiętam, że ostatni rok olimpijski miałem bardzo udany, a i tak w PŚ byłem poza pierwszą trójką. Wchodzi teraz do biatlonu nowe pokolenie zawodników i to mi nie ułatwia zadania. A poza tym rośnie presja. Co innego wskoczyć na podium od czasu do czasu, dwa czy trzy razy w sezonie, a co innego startować z numerem 1. Wiem, że w Polsce zainteresowanie moimi startami bardzo wzrosło, czuję to. I każdy chce gonić lidera: Norwegowie, Niemcy, Rosjanie.

[b]Rosjanie są ostatnio w znakomitej formie, ale nie tylko dlatego było o nich głośno w Oberhofie. Iwan Czerezow został zawieszony na pięć dni z powodu zbyt gęstej krwi. Rok temu w tych samych zawodach wykryto niedozwolone środki u Finki Kaisy Varis. Doping jest problemem biatlonu?[/b]

Czerezowowi nie udowodniono dopingu, gęsta krew może być równie dobrze efektem treningu w wysokich górach. Pozostaje więc przypadek Varis, no i oczywiście słynne problemy Olgi Pylewej, która została zdyskwalifikowana za wpadkę na igrzyskach w Turynie...

[b]...a teraz wróciła po dyskwalifikacji z nazwiskiem męża i jako Olga Miedwiedcewa znów staje na podium.[/b]

Nikt nie mógł jej zabronić powrotu. Odcierpiała dwa lata, to upokorzenie było wystarczającą karą. Każdy, komu przyjdzie do głowy dopingowa pokusa wie, że postawi się poza nawias i zszarga sobie imię.

[b]Do końca sezonu jeszcze ponad dwa miesiące. Będzie pan uciekał przede wszystkim przed Emilem Hegle Svendsen czy jednak Bjoerndalenem?[/b]

Svendsen jest bardzo regularnym strzelcem i dobrze biega. Bjoerndalen dopiero szuka najwyższej formy, ale już trzy razy w tym sezonie był na podium. Obaj są wielcy, z nimi nie wstyd przegrać. Tym większą mam satysfakcję, że prowadzę. I to nie po kilku zawodach, bo wtedy wszystko jest możliwe, ale już po jednej trzeciej sezonu. Bardzo przyjemne uczucie. A do tego zostałem liderem właśnie w Oberhofie, stolicy biatlonu. Tam aż chce się startować, czujemy wtedy, jak jesteśmy doceniani, publiczność dopinguje każdego, nie tylko Niemców.

[b]Kiedyś mówił pan, że za Oberhofem nie przepada, tak jak za Ruhpolding, w którym od soboty będzie pan bronił prowadzenia w PŚ. Ostatnie sukcesy to zmieniły?[/b]

Skoro przypominają mi takie wypowiedzi o Oberhofie, to pewnie tak powiedziałem, ale to było dawno. W czasach, gdy mieliśmy tam ogromne problemy ze smarowaniem nart. Od 2004 roku i mistrzostw świata, w których zdobyłem srebrny medal, znaleźliśmy sposób na Oberhof. A tamtejszą trasę zawsze lubiłem, bo jest wymagająca, ma dużo podbiegów. Za Ruhpolding nie przepadam właśnie dlatego, że tam się biega zbyt łatwo, jest dużo prostych.

[b]Jakbym słyszał Justynę Kowalczyk...[/b]

Widać my Polacy lubimy, jak jest pod górę.

[b]A organizacyjnie wreszcie jest z górki?[/b]

Sprawy są poukładane perfekcyjnie. Czy chodzi o wyjazdy, czy o sprzęt, nie mam najmniejszego powodu do narzekań. W naszym zespole jest czterech serwismenów. To minimum, ale przecież pamiętam czasy, gdy sam przed startem musiałem przez półtorej godziny testować smary. Teraz mam za sobą zgraną grupę. W poprzednim sezonie się docierali, dziś już każdy wie, co ma robić. Gdy patrzę, jak obecnie działa nasz związek, to tylko zazdroszczę młodzieży, która ćwiczy biatlon. Oni już nie posmakują tego, przez co przeszło nasze pokolenie, walki o wszystko. Gdyby nie te trudne lata, miałbym dzisiaj w statystykach przy swoim nazwisku dużo więcej miejsc na podium. I może nie byłoby tylu myśli o zakończeniu kariery.

[b]Często się pojawiały?[/b]

Przede wszystkim po igrzyskach w Salt Lake City. Cały tamten sezon nawet nie był najgorszy, ale same przygotowania olimpijskie - fatalne, tak jak moje starty w Salt Lake City. Wtedy miałem różne myśli.

[b]A teraz już zapowiedział pan bratu, że na razie na pana pomoc w firmie blacharsko-dekarskiej nie ma co liczyć?[/b]

Brat sobie świetnie radzi beze mnie.

[b]Jak długo jeszcze będzie na pana czekał? Meta kariery to Vancouver, czy może Soczi?[/b]

Bjoerndalen wspomniał niedawno, że wcale nie wyklucza startu w igrzyskach 2014. Dla mnie Soczi to za daleko. Nie przemyślałem tego jeszcze, bo nie lubię tak wybiegać w przyszłość, ale na 99,9 procent tam nie dotrę.

[b]Nie chce pan wykorzystać tego, że pech wreszcie zostawił pana w spokoju? Zwykle coś dla pana miał w każdym sezonie: problemy ze związkiem, sprzętem, z plecami. [/b]

Akurat ten ostatni kłopot nie opuścił mnie na dobre. Plecy bolą cały czas, tylko nie przeszkadzają tak jak np. rok temu, bo nasz fizjoterapeuta potrafi mi pomóc. Problemy z kręgosłupem to nasza choroba zawodowa. Z drugiej strony, gdyby mnie w wieku 35 lat nic nie bolało, to dopiero byłaby sensacja.

[b]Więc jaka jest tajemnica pana ostatnich sukcesów? Zmiana sprzętu, inne przygotowania? Jest pan dziś najlepszym biegaczem biatlonu.[/b]

Zmiana sprzętu miała ogromne znaczenie. Zwłaszcza nart, ale też butów i wiązań. Inaczej stawiam teraz stopy, biegam całą powierzchnią nart, a wcześniej na kantach. Od Fischera dostałem sprzęt, o jakim wielu zawodników może tylko pomarzyć. Porównując z poprzednim, Madshusa, to niebo i ziemia. Zmieniłem też nieco przygotowania, aż do pierwszego Pucharu Świata nie startowałem w żadnych zawodach biatlonowych. Tylko w biegowych, a bez karabinu biega się inaczej, bardziej technicznie. To mi bardzo dużo dało.

[b]Kiedyś miał pan problemy ze znalezieniem sponsora, dziś jest ich kilku. To też pomaga?[/b]

W biatlonie dobrze zarabiają tylko ci, którzy stają na podium, a tam raz się jest, raz nie. Więc wszyscy szukamy sponsorów, żeby czuć wewnętrzny spokój, wiedzieć że utrzymamy rodzinę bez względu na to, czy strzał trafi w tarczę, czy nie.

[b]Pan już ten spokój znalazł?[/b]

Nie mam prawa narzekać.

[ramka][b]Tomasz Sikora[/b]

Ur. 21 grudnia 1973 w Wodzisławiu Śląskim, mieszka w Radlinie, startuje w barwach Dynamitu Chorzów. Biatlon trenuje od 20 lat, w 1993 był wicemistrzem świata juniorów w biegu na 10 km (w Ruhpolding), a dwa lata później na MŚ w Anterselvie zdobył nieoczekiwanie złoty medal w biegu na 20 km. Długo walczył o potwierdzenie, że tamten sukces nie był przypadkowy. Udało się w 2004 roku, gdy został w Oberhofie wicemistrzem świata, a potem na igrzyskach w Turynie, gdzie w biegu ze startu wspólnego na 15 km zdobył srebrny medal, jeden z dwóch dla Polski w tej olimpiadzie. Wygrałpięć zawodów Pucharu Świata (wlicza się do niego MŚ), dziewiętnaście razy stał na podium, ale nigdy w końcowej klasyfikacji PŚ. Najwyżej, na czwartym miejscu, był w 2006 roku. Od 10 stycznia i sprintu w Oberhofie jest pierwszym polskim liderem biatlonowego PŚ.

[/ramka]

[b]Rz: Wozi pan ze sobą żółtą kamizelkę startową z Oberhofu, czy trzeba było zdać za metą?[/b]

[b]Tomasz Sikora:[/b] Zabrałem, mam w hotelu w Ruhpolding. Zgrabnie wygląda. Tak bardzo chciałem ją mieć. Ale nie rozkładam na łóżku, żeby się wpatrywać wieczorami. Bez przesady, to tylko numer startowy, jeszcze nie zwariowałem.

Pozostało jeszcze 96% artykułu
kajakarstwo
Klaudia Zwolińska szykuje się do nowego sezonu. Cel to mistrzostwa świata
Kolarstwo
Strade Bianche. Tadej Pogacar upada, ale wygrywa
Kolarstwo
Trwa proces lekarza, który wspierał kolarzy. Nie zawsze były to legalne sposoby
Inne sporty
Czy peleton zwolni? Kolarze czują się coraz bardziej zagrożeni
Materiał Promocyjny
Współpraca na Bałtyku kluczem do bezpieczeństwa energetycznego
Kolarstwo
Michał Kwiatkowski wciąż jeszcze wygrywa
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń