W sobotę po zwycięstwie liderka Pucharu Świata świętowała 27. urodziny. – Były kwiaty, tort i życzenia. Jakie? Życzenia zdrowia – mówi „Rz” Aleksander Wierietielny. O olimpijskich medalach ani słowa.
– Najbardziej byśmy się cieszyli, gdyby wszyscy zapomnieli, że Justyna będzie startować na igrzyskach, i żeby nie dzwonili z pytaniami, czy to już jest szczyt formy, czy za szczytem, czy w drodze na niego. Justyna jest tak mocna, jak powinna być. I koniec – mówi Wierietielny.
W Rybińsku do biegu łączonego na 7,5 km stylem klasycznym i 7,5 dowolnym zgłosiło się zaledwie 25 zawodniczek, a Kowalczyk walczyła tylko z samą sobą i mrozem sięgającym 20 stopni. Owinięta w chustę, ze szronem na brwiach, przywiozła na metę blisko 10 sekund przewagi nad najbliższą rywalką, Niemką Evi Sachenbacher-Stehle, i aż 130 pkt Pucharu Świata, bo wygrała też obie premie z bonusami punktowymi. Na pierwszych kilometrach dotrzymywała jej kroku wracająca do startów Irina Chazowa, niespodziewana liderka PŚ na początku sezonu. Ale na mecie Rosjanka miała ponad 50 s straty.
Justyna wygrała siódmy bieg z 20, w których startowała w tym sezonie. Rywalki robią sobie przerwy, trenują, wracają, znów się wycofują, a ona dalej ucieka. W niedzielę wyruszyła z Wierietielnym w podróż do Moskwy, skąd jutro ma wylecieć do Kanady. – Taki jest plan, ale biletów jeszcze nie mamy – mówi trener.
Lądowanie będzie w Calgary, bo Polka przez najbliższe dwa tygodnie chce trenować i startować na trasach w pobliskim Canmore. Sprawdzi formę w dwóch olimpijskich konkurencjach: 5 lutego w biegu PŚ na 10 km stylem dowolnym i dzień później w sprincie klasykiem.