Zaatakował 60 kilometrów przed metą, na 13. z 29. sektorów bruku. Rozpędził się do 60 kilometrów na godzinę i rywale tyle go widzieli. Na metę przyjechał sam. Zsiadł z roweru, przyjął gratulację od żony i członków drużyny Alpecin – Deceuninck. Potem spokojnie czekał na to, kto na welodromie w Roubaix wygra walkę o pozostałe miejsca na podium.
Czytaj więcej
W niedzielę Paryż–Roubaix. Wyścig, którego blisko 56 kilometrów trasy prowadzi po bruku, łączy sport z historią i zgodnie ze współczesnymi trendami z ekologią.
W ogóle nie widać było po nim, że odczuwał jakieś zmęczenie. Nie położył się na ziemi i nie łapał łapczywie oddechu, nie wył z bólu, tylko stał i oglądał dalszą część wyścigu. A przecież pojechał jak nikt przedtem w długiej historii morderczego Paryż – Roubaix. 259,7 kilometrów przejechał w pięć godzin 25 minut i 58 sekund. Osiągną rekordową średnią prędkość, dokładnie 47,802 km/godz. Drugi na mecie, jego kolega z drużyny Alpecin Jasper Philipsen, miał do niego aż trzy minuty straty. Trzeci był Mads Pedersen Lidl-Trek.
Mathieu Van der Poel — najlepszy obecnie kolarz na świecie
W tak niezwykły sposób Mathieu Van der Poel wygrał po raz drugi w karierze wyścig Paryż – Roubaix. W kategorii „monumentów”, czyli najbardziej prestiżowych klasyków sięgnął po szóste zwycięstwo. W tym roku był pierwszy przed tygodniem w Tour des Flandres (to też „monument”), a wcześniej w E3 Saxo. W tej części sezonu jest zdecydowanie najlepszym kolarzem na świecie. Ale to przecież aktualny mistrz świata.
Być może to nie koniec. 29-letni Holender wystartuje jeszcze w dwóch wyścigach Amstel Gold Race (14 kwietnia) i Liege – Bastogne – Liege (21 kwietnia). Nie myśli o tym, by się zatrzymać.