Nieoficjalny tytuł skoczka weekendu należy się bez wątpienia Maciejowi Kotowi. Od chwili indywidualnego debiutu w Pucharze Świata (grudzień 2007, Villach) czekał na pierwsze zwycięstwo – ponad dziewięć lat. Na konkurs w Austrii zabrał nastolatka trener Hannu Lepistoe, który już w marcu 2007 roku trochę nieoczekiwanie dał Kotowi szansę w konkursie drużynowym. Wtedy chodziło o naukę, przygotowanie do startów juniorskich. Były one obiecujące: Maciej został w 2008 roku wicemistrzem świata, zdobył dwa brązowe medale z drużyną.
Jednak dorosła kariera Kota nie jest przykładem nagłego rozwoju talentu, ale raczej trudu pokonywania przeszkód. Talent owszem, dostrzegano, ale sukcesy przychodziły od czasu do czasu: w 2011 r. były to medale Uniwersjady i pierwsze punkty w PŚ, w 2013 r. – mistrzostwo Polski i medal MŚ w drużynie, 2014 r. – siódme miejsce na igrzyskach w Soczi.
Ostatnie lata w kadrze Łukasza Kruczka były czasem niepowodzeń lub co najmniej niespełnienia ambicji. Maciej Kot, od 2015 roku magister wychowania fizycznego (dyplom na krakowskiej AWF), miewał zdanie odrębne na temat metod trenera kadry, szukał sposobów rozwiązania problemów na własną rękę, co nie ułatwiało porozumienia.
Zmiana trenera na Horngachera w przypadku Kota podziałała doskonale – dogadali się szybko, sukcesy przyszły już latem w cyklu Grand Prix. Zima potwierdziła postęp: wreszcie skok na podium PŚ (drugie miejsce w grudniu w Lillehammer), czwarta pozycja w Turnieju Czterech Skoczni, no i ostatnia pieczęć: zwycięstwo w Sapporo, po którym zostanie też Kotowi japoński puchar (kolega Prevc uprzejmie zrzekł się trofeum).
Wzorem Małysza
Teraz śmiało można mówić, że pomysł młodego Maćka, by zostać skoczkiem (rodzice byli początkowo przeciwni) miał sens. To skakanie zaczęło się tak naprawdę od nart alpejskich – mama Małgorzata jest instruktorką tego sportu. Obaj synowie, Maciek i Kuba (starszy o półtora roku) wykorzystywali zajęcia na stoku także po to, by na boku sobie poskakać, wzorem Małysza. Zniecierpliwiony ojciec zaprowadził ich do klubu AZS Zakopane, tam u Kazimierza Długopolskiego poznali czym są skoki i nie od razu, ale na zawsze zmienili dyscyplinę.
Dziadek Macieja – dr Piotr Kot był ginekologiem, ordynatorem oddziału szpitala w Limanowej (tam wnukowie przyszli na świat). Tata – Rafał Kot to znany zakopiański fizjoterapeuta, przez lata pracujący z kadrą skoczków, dziś także komentator skoków w TVP. Dziadkowie od strony mamy – uczyli WF i trenowali gimnastykę. Duch sportowy w rodzinie był, ale skocznia – to wybór dzieci.