Pierwsze zasieki stoją na lotniskach i granicach. [wyimek][b]Więcej o igrzyskach w [link=http://www.rp.pl/temat/380484.html]Vancouver[/link][/b][/wyimek]
Kanadyjscy celnicy i strażnicy mają obowiązek zgłosić do MKOl każdą podejrzaną fiolkę lub tabletkę znalezioną w bagażu osoby akredytowanej na igrzyska, obojętnie w jakiej roli. To wstępna kontrola. Potem policja będzie miała prawo przeszukać olimpijskie kwatery, jeśli dostanie informacje, że są tam środki dopingujące, a sąd podzieli jej podejrzenia. Będą też oczywiście testy antydopingowe, zapowiedziane i z zaskoczenia, rekordowe 2 tysiące kontroli na 2,5 tys. olimpijczyków w Vancouver.
Próbki pierwszy raz na zimowych igrzyskach zostaną zamrożone, by badać je w przyszłości za każdym razem, gdy pojawi się jakieś nowe dopingowe cudo. Zamrażanie wprowadzono na igrzyskach w Pekinie i jest już mistrz olimpijski, który stracił przez to złoto, Rashid Ramzi z Bahrajnu (bieg na 1500 m).
Ludzie znający się na walce z niedozwolonym wspomaganiem mówią, że sportowcy zawsze są o krok przed kontrolerami, i kto daje się złapać na igrzyskach, ten musi być przybyszem z Marsa. Ale zawsze jakiś Marsjanin się znajdzie. W 2002 było ich aż siedmioro, a Johann Muehlegg, Olga Daniłowa i Larysa Łazutina musieli oddawać medale zdobyte w biegach.
Cztery lata później w Turynie podczas testów złapano tylko rosyjską biatlonistkę Olgę Pylewą (po odcierpieniu dyskwalifikacji wróciła do startów pod nazwiskiem Miedwiedcewa), ale za to nalot policjantów na kwaterę Austriaków okazał się zejściem do dopingowego piekła.