Kali brać lekarstwa

Ciszej nad tą astmą. Jak rzucimy kamieniem w Marit Bjoergen, trafimy też w Otylię Jędrzejczak, Roberta Korzeniowskiego i wielu innych mistrzów

Publikacja: 24.02.2010 04:12

Kali brać lekarstwa

Foto: ROL

Gdyby przed startem dowolnego wyścigu kazać wszystkim kolarzom astmatykom wyciągnąć inhalatory, słychać by było jeden świst. W zawodowym peletonie co trzeci ma dokumenty, że jest chory. Gdyby to samo zrobić przed biegiem narciarskim, nieważne – kobiet czy mężczyzn – wdychałaby połowa. Podobnie byłoby u pływaków i w wielu innych sportach wytrzymałościowych.

Astmatykiem jest król maratonów Haile Gebrselassie, był nim geniusz pływania Mark Spitz, wciąż leczyć się musi czterokrotny mistrz olimpijski Robert Korzeniowski, himalaiści z inhalatorem stawali na Mount Evereście.

Nawet żelaznego Hermanna Maiera, którego nie powalił makabryczny wypadek na motocyklu, mógłby zatrzymać atak duszności, gdyby nie wdychał preparatu na rozszerzenie oskrzeli. A Otylia Jędrzejczak, gdyby nie ta choroba, może nigdy nie wskoczyłaby do basenu.

Bo jedni idą do sportu, by ćwiczeniami złagodzić objawy astmy, a inni dopiero przez sport się jej nabawiają. Przez trójchlorek azotu wchodzący w basenach w reakcję m.in. z potem, przez wysiłek w zanieczyszczonym powietrzu albo na mrozie. Przyczyn jest wiele, mówimy o chorobie cywilizacyjnej. Przekonanie, że astmatycy powinni unikać wysiłku, pochodzi z medycznego skansenu. W ciężkich przypadkach rzeczywiście muszą unikać, ale takich jest zdecydowana mniejszość. Pozostałym wręcz się go zaleca.

[srodtytul]Wyrównanie szans[/srodtytul]

Astmę ma średnio co 20. czytający te słowa, ale w grupie wyczynowych sportowców już co czwarty. I każdy z nich może brać leki z substancjami, które w innym przypadku byłyby zakazane, tzw. beta2-agonistami, oraz zapobiegającymi zapaleniom dróg oddechowych kortykoidami. Pod warunkiem że zgłosił to, dostał tzw. TUE (therapeutic use exemption – wyjątek dla celów leczniczych) i przyjmuje je tylko przez inhalację.

Zakazane wcześniej salbutamol i salmeterol można od początku 2010 roku brać nawet bez TUE, tylko uprzedzając o tym kontrolerów antydopingowych. Ale też jedynie pod warunkiem, że się je zażywa przez inhalator. Bo dopiero wstrzyknięte, połknięte, krótko mówiąc: przyjęte w dużej ilości, mają działanie dopingujące i grożą dyskwalifikacją. Mogą przyspieszać budowanie mięśni i spalanie tłuszczu, wystarczy nadstawić ucha w byle siłowni. Ale wdychane po prostu zrównują szanse sportowców chorych i zdrowych. Kto ma zdrowe oskrzela, ten już ich bardziej nie rozszerzy.

Justyna Kowalczyk tym wszystkim nie musi się interesować, bo jest zdrowa, ale jeśli już zdecydowała się na publiczne chłostanie Marit Bjoergen i innych rywalek z astmą, jak to kolejny raz zrobiła wczoraj, i na sugerowanie, że dzięki temu zdobywają nad nią jakąś przewagę, mogła przynajmniej zapytać o zdanie swoich lekarzy: obecnego Jarosława Krzywańskiego i poprzedniego Roberta Śmigielskiego. Obydwaj powiedzieliby jej to samo. Że leki antyastmatyczne przyjmowane w granicach wyznaczonych przez Światową Agencję Antydopingową (WADA) nijak nie faworyzują chorych. Nie ma też dowodów na to, że służą do maskowania innych substancji dopingowych, tak mówią eksperci MKOl.

[srodtytul]Okłady z sadła[/srodtytul]

Dlaczego więc w ogóle są zabronione, a nie dostępne dla wszystkich, nieważne czy chorych czy zdrowych? Bo lek nie musi skutecznie poprawiać możliwości sportowca, żeby był na liście WADA. Wystarczy, że spełnia dwa z trzech kryteriów: wystawia zdrowie sportowca na ryzyko, jego przyjmowanie jest sprzeczne z duchem sportu albo poprawia lub potencjalnie poprawia możliwości zawodnika. Zdrowa osoba, biorąc lek, narażałaby się na efekty uboczne i działałaby wbrew duchowi sportu, licząc na to, że zyska przewagę. I to wystarczy, by stosowania zabronić.

Kiedyś kryteria wydawania pozwoleń na zażywanie antyastmatyków były mniej wyśrubowane, teraz trudniej załatwić sobie taki dokument, choć zapewne i tak jest wielu takich, którzy potrafili to zrobić, mimo że są zdrowi. Jedni kombinują po to, by mieć podkładkę, jeśli wpadną na zażywaniu wspomnianych środków doustnie albo dożylnie. Inni robią to dlatego, że zobaczyli u innych i też chcą. Jakby była moda na okłady z borsuczego sadła, to też by się okładali, nie sprawdzając, czy ma to sens.

To nie oznacza, że dla wyeliminowania nadużywających tego przywileju trzeba wylać z kąpielą wszystkich. Odsyłanie chorych sportowców na zawody chorych, jak to sugeruje Justyna Kowalczyk, jest po prostu nieeleganckie. Choćby wobec Michała Jelińskiego, mistrza olimpijskiego z wioślarskiej czwórki podwójnej, który jest cukrzykiem i może nawet przed nosem kontrolera wstrzykiwać sobie insulinę, świetną substancję dopingującą.

Nie wspominając już o tym, że takie miotanie oskarżeń po prostu nie przystoi, bo pachnie mentalnością Kalego, a Justyna sama wie, jak to jest walczyć z etykietką dopingowiczki. Kilka miesięcy kariery poświęciła na udowadnianie, że nie zgłosiła leczenia deksometazonem przez nieuwagę, a nie ze złej woli.

Norwegowie nie wypominali jej tego, gdy rok temu wyprzedzała Kristin Stoermer Steirę na finiszu biegu łączonego mistrzostw świata w Libercu. A na pewno nie robiła tego w wywiadach żadna z norweskich biegaczek. Jeśli chcemy, żeby nam wierzono, to wierzmy i innym. Jak mówi mądre zagraniczne przysłowie, nie rzuca się kamieniami w szklarni.

[ramka][b]Justyna Kowalczyk[/b] | [i]o biegaczkach astmatyczkach [/i]

Marit przyjechała się tu nawdychać, a potem biegać, i niech się tym zajmie, zamiast podważać decyzję jury (rozgrzeszającą Kowalczyk z przebiegnięcia kilku kroków nieprawidłowym stylem podczas biegu łączonego – red.). Czuje się widocznie zagrożona, bo wie, że bez tych swoich „pomagaczy” nie bardzo miałaby tu co robić ze mną i innymi dziewczynami. (...) Albo dopuśćmy leki na astmę dla wszystkich, albo zróbmy oddzielne zawody dla astmatyków. To jest coś niesamowitego, że w biegach, kolarstwie czy innych sportach wytrzymałościowych jest tylu ludzi chorych. [/ramka]

Gdyby przed startem dowolnego wyścigu kazać wszystkim kolarzom astmatykom wyciągnąć inhalatory, słychać by było jeden świst. W zawodowym peletonie co trzeci ma dokumenty, że jest chory. Gdyby to samo zrobić przed biegiem narciarskim, nieważne – kobiet czy mężczyzn – wdychałaby połowa. Podobnie byłoby u pływaków i w wielu innych sportach wytrzymałościowych.

Astmatykiem jest król maratonów Haile Gebrselassie, był nim geniusz pływania Mark Spitz, wciąż leczyć się musi czterokrotny mistrz olimpijski Robert Korzeniowski, himalaiści z inhalatorem stawali na Mount Evereście.

Pozostało 90% artykułu
kajakarstwo
Polskie kajakarki mają nowego trenera. Zbigniew Kowalczuk zastąpi Tomasza Kryka
Inne sporty
Święto polskiej gimnastyki. Rekordowy trening w Gdańsku
Inne sporty
Rosjanin w natarciu. Aliszer Usmanow wraca do władzy
Inne sporty
Max Verstappen rozbił bank
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
KAJAKARSTWO
Marta Walczykiewicz nie kończy kariery, ale chce także rządzić
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska