Świetnie wystartował także Kamil Stoch, który zajął siódme miejsce. W pierwszym konkursie zobaczymy również Macieja Kota, opadł Marcin Bachleda
Czekanie na mocnego Małysza wreszcie się skończyło. Mistrz z Wisły skoczył w sobotę trzy razy, i trzy razy widzieliśmy takiego skoczka, który może wygrać każde zawody. I w dwóch seriach treningowych (132 i 135 m) i w kwalifikacjach (137 m) Polak był wśród najlepszych, skakał równo, lekko inie było wątpliwości, że świąteczny odpoczynek przyniósł efekty, jakich oczekiwano.
Zanim Niemcy bili brawo Małyszowi, długie chwile liderem kwalifikacji był Kamil Stoch. Skakał z numerem 35, doleciał ładnie do 127 m zeskoku, stanął jak każe obowiązek pod tablicą z nazwami sponsorów i czekał na zmianę.Chyba trochę zmarzł, gdyż Polaka zwolnił do hotelu dopiero Michael Neumayer, nr 64.
Konkurs wydłużył się także dlatego, że mniej więcej w połowie rozbiegu zrobiła się dziura. Nie była wielka, ale na tyle niebezpieczna, że omal nie wyrzuciła z toru narty Fina Janne Happonena. Jak fachowcy dziurę załatali, do rywalizacji wmieszał się wiatr i trzeba było czekać, aż przestanie wiać sportowcom mocno w plecy.
Kwalifikacje nie wyjaśniły wszystkiego, lecz trochę już wiemy. Na pewno nie ma co liczyć na to, że Morgenstern i Schlierenzauer oddadzą łatwo miejsca na podium. Obaj Austriacy lekko potraktowali treningi, gdy skoczyli na poważnie, dorównali Małyszowi, chociaż nie brakowało opinii,że sędziowie nie potraktowali surowo skoku lidera Pucharu Świata. Za dwoma Austriakami i Polakiem był Simon Ammann, potem Janne Ahonen, obaj także wymieniani jako kandydaci do zwycięstwa.