O tym, że potrójna mistrzyni świata z Liberca jest chora i w Lahti nie pobiegnie ani w sprincie, ani na 10 km (oba biegi stylem dowolnym), poinformowała Międzynarodowa Federacja Narciarska w specjalnym komunikacie. Podała nawet, że w piątek rano Saarinen miała dokładnie 38,2 stopnia gorączki.
Komunikat był szczegółowy, bo nie chodzi o byle kogo i o byle biegi. Saarinen, liderka PŚ, potrójna mistrzyni świata, miała być najważniejszą postacią weekendu w Lahti. Te zawody to nie jest zwykły Puchar Świata, tylko małe narciarskie igrzyska rozgrywane tu od dziesięcioleci: w biegach, skokach i kombinacji norweskiej. A Saarinen, nowa królowa fińskiego sportu, to dziewczyna stąd, jej rodzinna Hollola leży kilka kilometrów od Lahti. Skoro więc zrezygnowała ze startu, zwłaszcza w niedzielę na 10 km, to znaczy, że przeziębienie jest poważne. – Napięcie po mistrzostwach świata zeszło i niektóre dziewczyny aż się od tego pochorowały – mówi trener Justyny Kowalczyk Aleksander Wierietielny.
Polka też wróciła z Liberca z chorobą, ale najgorsze już za nią. Na pewno wystartuje w sobotę i niedzielę. W PŚ jest trzecia, do Saarinen traci w PŚ 109 punktów, a do Petry Majdić 83 pkt. By odrobić stratę do Finki, Kowalczyk wystarczyłby awans do sześcioosobowego finału sprintu i zajęcie drugiego miejsca w biegu na 10 km. Ale trener Wierietielny o takich rozważaniach nie chce w ogóle słyszeć. – Tak, wiem, że Adam Małysz dwa lata temu po złotym medalu w Sapporo rozpędził się tak, że zdążył wyprzedzić Andersa Jacobsena i zdobył Kryształową Kulę. Ale my już jesteśmy zmęczeni porównaniami do skoków. To jest inny sport i inna sytuacja. Współczujemy Saarinen i w ogóle nie traktujemy tej sytuacji jako okazji do łatwego odrobienia punktów. Przeciwnie. Justyna też nie będzie w najlepszej formie. A w sobotnim sprincie zaszaleją ci, co zawalili mistrzostwa w Libercu. Petra Majdić, Norweżki, Niemki – mówi trener.
W Lahti jest biało od śniegu i słonecznie. Trasy są średnio wymagające, przynajmniej jak na oczekiwania polskiej mistrzyni, ale dla Kowalczyk najważniejsze jest to, że medialną gorączkę w kraju będzie mogła teraz śledzić z daleka.
– Pierwsze dni po Libercu ją wymęczyły, tutaj powoli odżywa. Wszystkie treningi miała zgodnie z planem, trasa jest niedaleko hotelu. Nie mamy też żadnego wyznaczonego celu na Lahti, ale na pewno Justysia nie będzie się obijać – mówi Wierietielny, który teraz ma dodatkowe zajęcie na pełny etat: rzecznika prasowego. Telefon dzwoni co pięć minut, od rana do wieczora. A sama Kowalczyk na temat startów w końcówce sezonu – do końca zostało osiem biegów – nie ma na razie nic do dodania. Wszystko powiedziała przed wylotem do Finlandii. – W Libercu wykonałam zadanie świetnie, teraz biegam na luzie. To ma być nagroda dla mojego organizmu, a nie dodatkowe wyzwanie.