W sobotę Polka pokazała, że sprinty jej niestraszne. W Kuusamo wygrała na dystansie 1,2 km zostawiając za sobą specjalistkę od szybkiego biegania, Słowenkę Petrę Majdić.
W niedzielę Justyna Kowalczyk była siódma na 10 km stylem klasycznym, ale jej trener Aleksander Wierietielny mówi, że mogła być wyżej, gdyby nie upadek zaraz po starcie. – Przewróciła się po trzystu metrach biegu i straciła ze dwadzieścia sekund. Później stopniowo odrabiała tę stratę.
Wierietielny wciąż podkreśla, że na wielką formę trzeba jeszcze trochę poczekać. – Raz będzie lepiej, raz gorzej, to normalne w tym okresie przygotowań do igrzysk.
Przed biegiem w Kuusamo trener zakładał jednak, że miejsce w pierwszej dziesiątce jest murowane. Jeśli zawodniczka, która zdaniem doświadczonego fachowca nie jest jeszcze w wysokiej formie, najpierw wygrywa sprint, a dzień później, gdyby nie upadek stałaby prawdopodobnie na podium, to można śmiało zakładać, że wszystko jest w porządku.
W sobotę po wygranej w sprincie dwukrotna mistrzyni świata z Liberca nie ukrywała zaskoczenia swoją dyspozycją. – Kto wie, może było tak dobrze, bo biegłyśmy techniką klasyczną, w której zawsze czułam się lepiej – pytała sama siebie. Piąte miejsce w eliminacjach było zapowiedzią kolejnych, dobrych biegów. Kowalczyk wygrała ćwierćfinał i półfinał, a w finale pokazała, jak się ucieka rywalkom na podbiegu.