Po dwóch spotkaniach z Holandią i Ukrainą panował wśród kibiców optymizm. Reprezentacja Polski grała dobrze i wygrywała wysoko. Rywale wprawdzie nie należeli do faworytów turnieju, ale zwycięstwa 8:1 i 7:3 robiły wrażenie. Polacy wyglądają na dobrze przygotowanych fizycznie do turnieju. Kiedy rywale słabli, oni podkręcali tempo i zdobywali kolejne bramki. Tak samo miało być z Rumunią, ale niestety, okazało się, że porażka w niedawnym sparingu to nie był przypadek.
Rumuni to drużyna, która w ostatnich latach na przemian spadała z grupy IB i do niej awansowała, ale teraz skład jest naprawdę solidny. Połowę drużyny stanowią zawodnicy z podwójnym obywatelstwem (aż dziewięciu Węgrów, trzech Ukraińców).
Polacy, jak w każdym meczu turnieju w Estonii przeważali, strzelali często, ale gole nie chciały wpadać. Sami popełniali błędy, które zaważyły na wyniku. Niestety, fatalny dzień miał bramkarz Przemysław Odrobny. Najpierw za opóźnianie gry dostał karę dwóch minut (na ławkę kar usiadł za niego Filip Starzyński) i grając w przewadze, Rumuni zdobyli pierwszą bramkę.
Kiedy w trzeciej tercji, z trudem udało się doprowadzić do remisu, Odrobny popełnił jeszcze gorszy błąd. W prostej sytuacji trafił krążkiem w łyżwę Arkadiusza Kostka, krążek odbił się jeszcze od Antona Butocznowa i wpadł do bramki.
W ostatnich minutach trener Tomasz Valtonen wycofał bramkarza, wprowadzając do gry szóstego zawodnika z pola i na około 30 seknd przed końcem Krystian Dziubiński wyrównał.