Polacy mieli szansę awansować na zaplecze hokejowej elity pod warunkiem wygranej z Japonią i straty punktów przez Rumunię w ostatnim spotkaniu. Niestety, Holendrzy walczyli z Rumunią wytrwale, ale ulegli 1:3 i spotkanie Polaków z Japonią nie miało większego znaczenia. Można było poprawić statystyki, nabić kilka punktów i zdobyć kolejne, cenne doświadczenia na przyszłość, bo w reprezentacji Polski pojawiło się w tym sezonie wielu młodych zawodników.
W grze obu drużyn dało się wyczuć rozluźnienie, mniej uwagi poświęcały obronie, za to w ataku było sporo swobody. Selekcjoner Japończyków wpuścił po raz pierwszy do bramki na tym turnieju Takuto Onodę i trzeba przyznać, że ten bramkarz nie stanowił twardej zapory przed polskimi napastnikami. W drugiej tercji, w odstępie kilku minut, przepuścił trzy bramki po łatwych do obrony strzałach i po chwili usiadł na ławce rezerwowych.
Polacy cały czas kontrolowali wynik spotkania, ich zwycięstwo nie było zagrożone nawet przez moment, ale pod własną bramką byli bardzo rozkojarzeni i w efekcie John Murray kilka razy został pokonany (dwa gole zdobył Krystian Dziubiński).
Szkoda straconej szansy powrotu na zaplecze elity, bo rywale nie byli w tym roku najmocniejsi. Z Japonią Polacy wygrywają regularnie, Holandia miała kłopoty kadrowe, Ukraina przechodzi zmianę pokoleniową, w Estonii kilku zawodników było już dość mocno zaawansowanych wiekowo. O braku awansu zadecydowała porażka po dogrywce z Rumunią. W tamtym meczu dwa błędy popełnił bramkarz Przemysław Odrobny.
Polskiemu hokejowi sukces jest bardzo potrzebny, bo kłopotów organizacyjnych nie brakuje. Wielu talentów nie ma, a jeszcze od przyszłego sezonu w Polskiej Lidze Hokejowej przestaną obowiązywać limity zatrudniania obcokrajowców. Selekcjoner Tomasz Valtonen ma kontrakt z kadrą ważny jeszcze przez rok i dobrze by było, gdyby go wypełnił, bo wydaje się właściwym człowiekiem na właściwym miejscu.
Polska - Japonia 7:4 (1:1, 4:0, 2:3)