Polacy są faworytami mistrzostw świata dywizji IB, ale takiego początku turnieju chyba się sami nie spodziewali. W niedzielę rozbili Holandię 8:1, teraz nie dali szans Ukrainie. Nasi wschodni sąsiedzi to rywal trudniejszy niż Holandia, w dodatku przyjechał do Estonii w pełnym składzie (Holendrzy w niedzielę mieli tylko 15 graczy z pola).
Po dwóch dniach turnieju widać jednak, że trener Tomasz Valtonen świetnie przygotował drużynę pod względem fizycznym i taktycznym. Polacy od początku byli od Ukraińców szybsi i wygrywali pojedynki indywidualne. Zmienili też taktykę. Już nie było wysokiego pressingu, którym gnietli Holendrów, teraz często wstrzeliwali krążek w tercję obronną rywali i tak budowali akcje. Znów bardzo dużo strzelali na bramkę i znów trzeba było dość długo czekać na pierwsze trafienie. Na szczęście, jeszcze przed końcem pierwszej części Damian Kapica strzelił pierwszego gola. Napastnik Comarch Cracovii był bohaterem spotkania. Kiedy rywale doprowadzili do wyrównania, znakomicie wykończył podanie Alana Łyszczarczyka, strzelając drugiego gola. Skończył mecz z dorobkiem czterech trafień.
Po przerwie reprezentacja Polski jeszcze podkręciła tempo i szybko wyszła na prowadzenie 4:1, a chociaż drużyna Ukrainy próbowała walczyć, to Polacy zdobywali kolejne gole i nie pomogła nawet zmiana bramkarza.
Teraz reprezentacja Polski ma dzień przerwy, a w środę zmierzy się z Rumunią (transmisja w TVP Sport i sport.tvp.pl od 18:45), która dość niespodziewanie ma na koncie dwa zwycięstwa nad Estonią i Japonią.
Polska - Ukraina 7:3 (2:1, 4:1, 1:1)