Radosław Piesiewicz w rozmowie z „Rzeczpospolitą” dwa miesiące temu namawiał pana do dymisji. Rozmawia pan jeszcze z prezesem PKOl?
Nie mam problemów personalnych w PKOl. Traktuję tę organizację jako niezwykle ważną dla polskiego sportu instytucję, działam na rzecz jej dobra. Nawiązując do pytania, widzieliśmy się na ostatnim posiedzeniu Zarządu.
Poparł pan wniosek o to, aby prezydent Andrzej Duda został członkiem MKOl?
Nie poparłem tego wniosku, bo no nie tak powinna wyglądać procedura. Szacunek dla majestatu głowy państwa nie pozwala mi na rozpatrywanie kandydatury, której rekomendacja nie pojawiła się w rozesłanym wcześniej programie obrad Zarządu. Tak istotne dla polskiego sportu sprawy wymagają dyskusji i analizy, a nie oczekiwania natychmiastowego głosowania na życzenie prezesa, czegoś co nagle „wrzuca” do spraw różnych.
W MKOl reprezentuje nas dzisiaj Maja Włoszczowska, która ma wszelkie szanse, aby za kilka lat znaleźć się w gronie ścisłego Zarządu tej organizacji. Procedury i przepisy zawarte w karcie olimpijskiej uniemożliwią jej to, kiedy w puli członków pojawi się teraz kolejny Polak. Jeśli chcemy zwiększyć nasz potencjał osobowy, co jest słusznym założeniem, trzeba dokonać kompleksowej analizy i dyskusji, której efektem będzie podjęcie jak najlepszej decyzji dla polskiego sportu.
W MKOl reprezentuje nas dzisiaj Maja Włoszczowska, która ma wszelkie szanse, aby za kilka lat znaleźć się w gronie ścisłego Zarządu tej organizacji
Czy pana zdaniem prezes PKOl w pełni wytłumaczył się ze stawianych mu w mediach i głównie przez ministra sportu i turystyki Sławomira Nitrasa, zarzutów?
Jeżeli znalazłbym się w takiej sytuacji, starałbym się odpowiedzieć na wszelkie insynuacje w sposób jasny, najprościej jak tylko można. Zawiłe tłumaczenia wzbudzają zawsze niepotrzebne wątpliwości i dyskusje. Przedstawione opinii publicznej wyjaśnienia jak widać spowodowały kontynuację osłabiania wizerunku PKOl i polskiego sportu. A za to jak jest postrzegana organizacja czy firma, zawsze odpowiada jej prezes.