Bieg pań ze startu wspólnego na 30 km stylem klasycznym – kiedyś optymizm przed startem pani Justyny byłby większy, ale i dziś ten wyścig może być ciekawy. Wszyscy zobaczą ile potrafi zrobić w trybie awaryjnym trener Aleksander Wierietielny i ekipa wsparcia, ile można jeszcze wykrzesać z organizmu polskiej mistrzyni po przejściach.
Ten start będzie interesujący także z wielu innych powodów, bo w sezonie tak długo panie biegną tylko raz, bo są także trochę zmienione przepisy (jedna zmiana nart zamiast dwóch), bo to znów walka speców od smarowania i gry taktyczne: może Norweżki pobiegną drużynowo, by zmęczywszy resztę świata rozegrać swoje mistrzostwa, może Therese i Marit rozegrają pojedynek wedle własnych pomysłów, może Charlotte Kalla ma jeszcze sposób na rywalki w tej trudnej konkurencji.
W maratonach o prognozy zawsze trudno, wiele zdarzyć się może, niespodziewane kryzysy i nadzwyczajne zrywy także. Wiadomo, że Kowalczyk i tak wróci z Falun z tarczą, niby niepozorny brąz w sztafecie sprinterskiej już okazał się bardzo cenny. Może więc pobiegnie swobodnie, wymierzy siły na zamiary, postawi po tym starcie mniej lub bardziej okazałą pieczęć na mistrzostwach, by za tydzień pobiec dla frajdy w Biegu Wazów.
W skokach takiego luzu nie ma. Wiadomo – Kamil Stoch tym razem niespełniony, drużyna nie budzi przesadnych nadziei na powtórkę brązu z Val di Fiemme, już słuchać z dala głosy niecierpliwych, że Kruczek musi odejść.
Trener skoczków na razie stawia czoła sytuacji i jest konsekwentny. Drużynę na ostatni konkurs wybrał wedle starego szablonu: decydują treningi. Zwolnił z nich najlepszych z konkursu indywidualnego: Kamila Stocha, Piotra Żyłę i Klemensa Murańkę, pozostała trójka po prostu walczyła o jedno miejsce.