Nowy europejski tor to dziś rzadkość. Magnat Formuły 1 Bernie Ecclestone ulegał w ostatnich latach finansowemu czarowi bliskowschodnich szejków, a także próbował podbijać azjatyckie rynki. Z różnym skutkiem, bo z Korei Południowej czy Indii Formuła 1 zniknęła szybciej, niż się w nich pojawiła, a na innych nowych torach, projektowanych przez nadwornego architekta F1 Hermanna Tilkego i szyderczo zwanych tilkedromami, emocji i kibiców jest jak na lekarstwo.
Bardzo miłym wyjątkiem od tej reguły był powrót austriackiego wyścigu. Zmodernizowany za pieniądze Red Bulla tor w niczym nie przypomina dawnego, budzącego strach i respekt wśród kierowców Osterreichringu, z piekielnie szybkimi łukami. Klimat miejsca jednak pozostał: wijąca się pośród wzgórz nitka toru otoczona jest trybunami, z których widać większość trasy. Wokół próżno szukać wielkich, luksusowych hoteli – trudno zatem o większy kontrast z „tilkedromem" w Abu Zabi, gdzie kierowcy przejeżdżają pod pięciogwiazdkowym, mieniącym się kolorowymi światłami budynkiem hotelu Yas Viceroy.