Tym razem walka Mayweathera nie wywołuje wielkich emocji. Chyba dlatego, że poprzednia, z Filipińczykiem Mannym Pacquiao, przegrzała koniunkturę (Mayweather zarobił 220 mln dol.). Każdy kolejny pojedynek będzie z tym wydarzeniem porównywany. Być może dlatego Floyd Jr tak stanowczo powtarza, że to koniec i już nie wróci. A pytany, kto go zastąpi odpowiada: chyba Pacquiao.
Wybór Berto na ostatniego rywala wywołał niezadowolenie. Haitańczyk z kanadyjskim paszportem ma wprawdzie na koncie dwa tytuły mistrza świata wagi półśredniej i tylko trzy porażki (tak jak Amir Khan, co lubi podkreślać Mayweather), ale poniósł je w sześciu ostatnich pojedynkach, co znacznie obniża jego wartość.
Gdyby Floyd Jr wybrał Keitha Thurmana, Shawna Portera czy Amira Khana dyskusje miałyby inny wymiar. A gdyby rzucił wyzwanie Giennadijowi Gołowkinowi, to o ich pojedynku byłoby równie głośno, jak o walce z Pacquiao czy z Oscarem De La Hoyą.
Ale walka z Gołowkinem byłaby szaleństwem. Kazach zdecydowanie bliższy jest wadze superśredniej (Andre Ward) czy półciężkiej (Siergiej Kowaliow, Adonis Stevenson) niż półśredniej, gdzie króluje Mayewather Jr.
Zresztą „Money" już swoje zrobił, więc pozwólmy mu zatańczyć w MGM Grand Garden Arena w Las Vegas swoje ostatnie tango na jego warunkach. Mistrz ma zagwarantowane 32 mln dol. (Berto otrzyma 4 mln, najwięcej w karierze) i odpowiedni procent z pay-per-view.