Skacze, krzyczy, zaciska pięści. Oglądanie Shane'a Tusupa bywa bardziej zajmujące niż śledzenie kolejnych nawrotów Katinki. Bo choć to jego żona bije rekord za rekordem, największy show robi on.
Tusup, Amerykanin węgierskiego pochodzenia, ustępuje jedynie Bertowi le Closowi, ojcu południowoamerykańskiego olimpijczyka z Londynu, Chada, który podczas wyścigów syna płacze i rwie włosy z głowy, a z radości skacze po trybunach. Tusupowi nie wypada. Na pływalni jest nie mężem, ale trenerem. Ci, którzy go znają, powiedzieliby, że to Shane w wersji zen.
Właśnie w porywczym charakterze Tusupa komentatorzy upatrują źródeł sukcesu Hosszu – perfekcjonistka trafiła na zamordystę, dla którego nigdy nie jest wystarczająco dobra. I walczą tak ze sobą – on podnosi poprzeczkę do poziomu, jakiego nie osiągnęła jeszcze żadna pływaczka, ona ją przeskakuje, a świat patrzy oniemiały.
Hosszu, nazywana żelazną damą basenu, trzykrotna mistrzyni olimpijska, 16-krotna rekordzistka globu, królowa morderczych dystansów i wymagającego absolutnej perfekcji stylu zmiennego, poznała Shane'a na Uniwersytecie Południowej Kalifornii.
Ona, nadzieja węgierskiego pływania, przyjechała tam studiować psychologię i trenować pod okiem Dave'a Salo, autora sukcesów Lenny'ego Krayzelburga, Hayley Anderson czy Jasona Lezaka.