W takich meczach jak ten nie sposób przewidzieć dalszego ciągu, bo tenisistki zdobywają i przegrywają gemy seriami, a własny serwis nie jest siłą, lecz balastem. Polka musiała w pojedynku z Harkleroad bronić własnego podania aż 21 razy (siedmiokrotnie - bez powodzenia), a w decydującym secie zaczęła prowadzić dopiero od stanu 5:4.
Agnieszka walczyła z niżej notowaną Amerykanką (73. WTA) blisko 2,5 godziny, od połowy pierwszego seta miała ciągle pod górę, potrafiła jednak dopisać kolejny punkt do listy ostatnich sukcesów.
Można powiedzieć, że wypełniła już w kalifornijskim Indian Wells średnią na ten sezon: za ćwierćfinał (jest też w 1/4 finału debla) dostanie 115 punktów, a w pięciu poprzednich tegorocznych turniejach zdobyła ich łącznie 591. Teraz wszystko co ponad będzie miłym dodatkiem pozwalającym myśleć o awansie z 19. miejsca rankingu nawet do czołowej 15. Indian Wells to pod względem obsady, punktacji i premii jedna z najlepszych dat w tenisowym kalendarzu. Nad nią jest już tylko turniej w Miami, mistrzostwa WTA i Wielki Szlem.
W półfinale do wzięcia jest aż 210 punktów, ale drogę do nich zagradza na razie Swietłana Kuzniecowa, z którą Polka grała dotychczas cztery mecze i zwyciężyła tylko raz. Ale to jedyne zwycięstwo miało miejsce właśnie w tym roku, w trzeciej rundzie Australian Open, gdy Polka wygrała 6:3, 6:4. Mecz o półfinał (z niepokonaną w tym roku Marią Szarapową lub z Danielą Hantuchovą) odbędzie się prawdopodobnie jutro. Za Kuzniecową przemawia bilans spotkań z Polką i łatwość, z jaką wygrywa w Indian Wells (w walce o ćwierćfinał szybko pokonała Caroline Wozniacki). Za Agnieszką – to, że wychodzenie cało z każdej opresji ostatnio weszło jej w nawyk.
W Kalifornii pokazała to już dwa razy, tak jakby musiała odpracować wolny los i odpoczynek w pierwszej rundzie. Po trwającym 2 godziny meczu z Shuai Peng wczoraj przyszedł jeszcze dłuższy i bardziej trzymający w napięciu pojedynek z Harkleroad.