Miłe były złego początki. Polka kontrolowała długie wymiany i spychała Niemkę do defensywy. Z trybun podpowiadano jej: "graj na prawo i lewo". Niestety, później to Barrois ganiała Radwańską dookoła kortu. Przy 4:2 na korzyść naszej tenisistki jej rywalka przycisnęła i włączyła swojego miękko gaszonego skróta. Zaczęła też chodzić do siatki, gdzie miała inicjatywę.
Urszula wyglądała na mocno zniechęconą - narzekała pod nosem zamiast szukać koncentracji. W przerwie między setami wyszła do toalety, a po powrocie zaserwowała trzy podwójne błędy. Panie przełamywały się kilkakrotnie. Radwańska, przegrywając 3:4, wezwała na kort lekarza, by opatrzył jej odciski na stopie.
Mimo podjęcia walki w końcówce i uzyskania dwóch breakpointów na 5:5, przeciwniczka się wybroniła.
Zwyciężyła tenisistka bardziej konsekwentna. - Czemu nagle gra proste piłki na środek kortu? Bo jest kobietą. Poeci przez następne dwa tysiące lat będą pisać o charakterze kobiet - papa Radwański uspokajał jegomościa z trybun, który werbalnie dawał upust swoim emocjom.
- Każdy sportowiec widzi winę wszędzie, tylko nie u siebie. Agnieszka też, po prostu jest mniej wybuchowa. A psycholog tu i tak nic nie pomoże. Jak Ula dostanie wystawkę nad siatkę, to musi ją skończyć ona, a nie ja czy psycholog. Musi rozegrać kilkaset meczów takich jak ten, żeby mieć wolną głowę. Mecz jest kopią ubiegłorocznego z Robertą Vinci, Ula po prostu nie umie grać z tenisistkami mieszającymi topspin ze slajsem z bekhendu - dodał.