Radwańska psuła, marudziła, ale zwyciężyła i dziś zagra o półfinał z Jeleną Dementiewą. Odpadł Łukasz Kubot. Ta garstka kibiców, która była na trybunach podczas meczu Agnieszki, miała okazję zobaczyć zwrot akcji, który nawet w kobiecym tenisie nie zdarza się często. Od przegranego pierwszego seta i 0:4 w drugim, do zwycięstwa. Od sześciu przegranych z rzędu gemów, do siedmiu kolejnych wygranych.
Był taki moment, gdy wydawało się, że ten mecz Polka już spisała na straty. Nie podnosiła głowy, każdą pomyłkę własną i sędziów przeżywała jak zapowiedź końca świata, a ręka zawodziła ją w najprostszych sytuacjach. I właśnie wtedy zaczęła wszystko od nowa, gem po gemie budując panowanie na korcie.
Wcześniej długo nie mogła się otrząsnąć z serwisowej niemocy. Przegrywała nawet świetnie rozpoczęte gemy, marnowała szanse na przełamanie. A po drugiej stronie siatki Hiszpanka, nietypowa, bo z upodobaniem do akcji serwis-wolej, ryzykowała ponad miarę i z czasem coraz mniej jej się udawało.
Dziś Radwańska rozegra 11. ćwierćfinał w tym sezonie. Rywalką będzie Jelena Dementiewa, czwarta rakieta świata, ale też jedna z tych tenisistek z czołówki, z którymi Polka zawsze ma szansę wygrać. Spotykały się już trzy razy w ćwierćfinałach i raz w finale w Stambule rok temu. Bilans – 2:2.
Po reformie kalendarza i pod koniec sezonu nie ma zresztą w tenisowym słowniku pojęć „faworytka” i „niespodzianka”. Czasem lepiej zmierzyć się ze zmęczoną sławą niż z którąś z zawziętych tenisistek z czwartego szeregu. Niemoc wielkich trwa. Odpadła Serena Williams i Dementiewa jest ostatnią tenisistką z czołowej dziesiątki rankingu, która jeszcze została w Pekinie.