Reklama

Zemsta po roku

Roland Garros: Roger Federer nie obroni tytułu, w ćwierćfinale pokonał go Szwed Robin Soderling. Odpadły polskie deble.

Aktualizacja: 02.06.2010 09:24 Publikacja: 02.06.2010 01:22

Roger Federer

Roger Federer

Foto: AFP

Gdy Federer i Soderling grali czwartego seta, w Paryżu po raz kolejny zaczęło padać. Było zimno, wiał nieprzyjemny wiatr. Ale widzowie na korcie imienia Philippe’a Chatriera (ponad 14 tysięcy osób) chcieli jak najdłużej moknąć i marznąć. Dopingowali więc Federera, który przegrywał rewanż za ubiegłoroczny finał.

Wydawało się chwilami, że Szwajcar bije głową w mur. Nie grał wcale źle, starał się, zmieniał rytm uderzeń. Cóż z tego, skoro niemal za każdym razem piłka wracała na jego stronę kortu z mocą i szybkością pocisku. Ale siła Soderlinga to jedno. Kluczowe znaczenie miała dokładność jego uderzeń. Na tę podwójną broń nie znalazł sposobu nawet Federer, najlepszy obecnie tenisista na świecie.

W połowie wspomnianego czwartego seta, gdy obaj wygrali po trzy gemy, sędzia przerwał mecz w powodu deszczu. Tenisiści nawet nie zeszli z kortu, tylko czekali pod parasolami, aż wiatr rozwieje chmury. Po wznowieniu gry Szwajcar natychmiast wpadł w tarapaty. Z największym trudem wygrał swoje podanie, objął prowadzenie 4:3, ale w następnym swoim gemie serwisowym już nie obronił się przed atakami rywala. Ta przewaga wystarczyła Soderlingowi, by odnieść pierwsze w życiu (po dwunastu porażkach) zwycięstwo nad Federerem 3:6, 6:3, 7:5, 6:4. Porażka może kosztować Szwajcara utratę pierwszego miejsca w światowym rankingu. Jeśli Rafael Nadal wygra turniej, zostanie liderem.

- To był mój wielki mecz od początku do końca – mówił Soderling. – Starałem się cały czas utrzymać koncentrację, nie przejmowałem się gwizdami widzów, którym nie podobało się, że sprawdzam ślady piłek po serwisach Federera. Szwed zmierzy w półfinale z Czechem Tomasem Berdychem, który pokonał Rosjanina Michaiła Jużnego 6:3, 6:1, 6:2.

Do licznego grona pokonanych faworytek dołączyła we wtorek Dunka Karolina Woźniacka, która przegrała w ćwierćfinale z Włoszką Franceską Schiavone 2:6, 3:6. Na konferencji prasowej pojawiły się sugestie, że Karolina gra zbyt często i że powinna trochę schudnąć. Po czterech wcześniejszych, zwycięskich meczach Woźniackiej nikt nie zgłaszał żadnych zastrzeżeń. Przypominają się słowa wielkiego australijskiego tenisisty Roda Lavera: - Dopóki wygrywam, mam rację.

Reklama
Reklama

Teraz rację ma Schiavone, której nikt nie odważył się postawić zarzutu, że gra w jej wykonaniu jest monotonna, a serwis zbyt słaby. 29-letnia Włoszka w końcowej części swojej kariery po raz pierwszy awansowała do półfinału wielkoszlemowego turnieju. Nic dziwnego, że po meczu z Woźniacką z namiętnością ucałowała kort centralny. – Wykonałam dziś dzieło swojego życia – mówiła dziennikarzom.

Dla Rosjanki Jeleny Dementiewej takim wyczynem byłoby zwycięstwo w Paryżu. W 2004 roku grała tu w finale, ulegając swojej rodaczce Anastazji Myskinie. Teraz awansowała do półfinału po zwycięstwie nad moskwianką Nadią Pietrową 2:6, 6:2, 6:0. Będzie oczywiście zdecydowaną faworytką pojedynku ze Schiavone, ale znając determinację dzielnej Włoszki, trudno przesądzać sprawę.

Determinacji zabrakło we wtorek naszym deblistom Mariuszowi Fyrstenbergowi i Marcinowi Matkowskiemu. Obaj z lekką nieśmiałością przystąpili do ćwierćfinałowego meczu z obrońcami tytułu, Czechem Lukasem Dlouhym i reprezentantem Indii Leanderem Paesem. Stan ten się pogłębił po pierwszym niepowodzeniu, jakim było przełamanie serwisu Matkowskiego. Polacy w pierwszym secie cały czas byli w tarapatach. Woleje w ich wykonaniu raczej ułatwiały niż utrudniały zadanie rywalom. Returny rzadko trafiały w kort.

W drugim secie szło już naszym dużo lepiej, ale nie na tyle dobrze, by odmienić bieg wydarzeń na korcie numer 1. Dlouhemu i Paesowi wystarczyło przełamać serwis Fyrstenberga w ósmym gemie, by przy własnym podaniu dokończyć dzieła (6:1, 6:3).

- Dostaliśmy niezłą lekcję – stwierdził ze smutkiem w głosie Fyrstenberg, który reprezentował team na spotkaniu z polskimi dziennikarzami (Matkowski wraz z Włoszką Garbin szykował się do spotkania z mikście z parą King, Kas – przegranego 4:6, 6:3, 7-10). – Tak dobrze grających Dlouhego i Paesa nigdy nie widziałem. Awans do ćwierćfinału to przyzwoity wynik, ale wiele w naszym życiu nie zmienia. Kiedyś chcielibyśmy wygrać turniej wielkoszlemowy. Czas ucieka, ale nie tracimy nadziei.

Nadzieja na sukces w następnej wielkiej imprezie pozostała też Łukaszowi Kubotowi i Oliverowi Marachowi. Polsko-austriacki debel przegrał z rozstawionymi z numerem 2 Kanadyjczykiem Danielem Nestorem i Serbem Nenadem Zimonjiciem 5:7, 3:6. Ostatniego polskiego przyczółku broni na Roland Garros juniorka Magda Linette, która po zwycięstwie nad Veronicą Cepede Royg z Paragwaju 6:1, 2:6, 6:1 awansowała do 1/8 finału.

Gdy Federer i Soderling grali czwartego seta, w Paryżu po raz kolejny zaczęło padać. Było zimno, wiał nieprzyjemny wiatr. Ale widzowie na korcie imienia Philippe’a Chatriera (ponad 14 tysięcy osób) chcieli jak najdłużej moknąć i marznąć. Dopingowali więc Federera, który przegrywał rewanż za ubiegłoroczny finał.

Wydawało się chwilami, że Szwajcar bije głową w mur. Nie grał wcale źle, starał się, zmieniał rytm uderzeń. Cóż z tego, skoro niemal za każdym razem piłka wracała na jego stronę kortu z mocą i szybkością pocisku. Ale siła Soderlinga to jedno. Kluczowe znaczenie miała dokładność jego uderzeń. Na tę podwójną broń nie znalazł sposobu nawet Federer, najlepszy obecnie tenisista na świecie.

Pozostało jeszcze 83% artykułu
Reklama
Tenis
Jannik Sinner wygrał Wimbledon. Jeszcze kilka miesięcy temu był zawieszony za doping
Tenis
Wojciech Fibak dla „Rzeczpospolitej”: Wydaje się, że wróciła terminatorka Iga
Tenis
Tomasz Wacławek: Iga Świątek. Polska księżna Wimbledonu
Tenis
Iga Świątek pierwszą polską mistrzynią Wimbledonu. Nie pozwoliła rywalce marzyć
Materiał Promocyjny
Sprzedaż motocykli mocno się rozpędza
Tenis
Postawiła siebie na pierwszym miejscu. Amanda Anisimova – rywalka Igi Świątek w finale Wimbledonu
Reklama
Reklama