Gdy Federer i Soderling grali czwartego seta, w Paryżu po raz kolejny zaczęło padać. Było zimno, wiał nieprzyjemny wiatr. Ale widzowie na korcie imienia Philippe’a Chatriera (ponad 14 tysięcy osób) chcieli jak najdłużej moknąć i marznąć. Dopingowali więc Federera, który przegrywał rewanż za ubiegłoroczny finał.
Wydawało się chwilami, że Szwajcar bije głową w mur. Nie grał wcale źle, starał się, zmieniał rytm uderzeń. Cóż z tego, skoro niemal za każdym razem piłka wracała na jego stronę kortu z mocą i szybkością pocisku. Ale siła Soderlinga to jedno. Kluczowe znaczenie miała dokładność jego uderzeń. Na tę podwójną broń nie znalazł sposobu nawet Federer, najlepszy obecnie tenisista na świecie.
W połowie wspomnianego czwartego seta, gdy obaj wygrali po trzy gemy, sędzia przerwał mecz w powodu deszczu. Tenisiści nawet nie zeszli z kortu, tylko czekali pod parasolami, aż wiatr rozwieje chmury. Po wznowieniu gry Szwajcar natychmiast wpadł w tarapaty. Z największym trudem wygrał swoje podanie, objął prowadzenie 4:3, ale w następnym swoim gemie serwisowym już nie obronił się przed atakami rywala. Ta przewaga wystarczyła Soderlingowi, by odnieść pierwsze w życiu (po dwunastu porażkach) zwycięstwo nad Federerem 3:6, 6:3, 7:5, 6:4. Porażka może kosztować Szwajcara utratę pierwszego miejsca w światowym rankingu. Jeśli Rafael Nadal wygra turniej, zostanie liderem.
- To był mój wielki mecz od początku do końca – mówił Soderling. – Starałem się cały czas utrzymać koncentrację, nie przejmowałem się gwizdami widzów, którym nie podobało się, że sprawdzam ślady piłek po serwisach Federera. Szwed zmierzy w półfinale z Czechem Tomasem Berdychem, który pokonał Rosjanina Michaiła Jużnego 6:3, 6:1, 6:2.
Do licznego grona pokonanych faworytek dołączyła we wtorek Dunka Karolina Woźniacka, która przegrała w ćwierćfinale z Włoszką Franceską Schiavone 2:6, 3:6. Na konferencji prasowej pojawiły się sugestie, że Karolina gra zbyt często i że powinna trochę schudnąć. Po czterech wcześniejszych, zwycięskich meczach Woźniackiej nikt nie zgłaszał żadnych zastrzeżeń. Przypominają się słowa wielkiego australijskiego tenisisty Roda Lavera: - Dopóki wygrywam, mam rację.