Grę o przedostatni wielki tytuł sezonu (ostatni to Puchar Davisa) rozpoczęli Novak Djoković i Kei Nishikori; pierwszy mecz trwał godzinę i pięć minut, Serb wygrał z Japończykiem 6:1, 6:1, zarobił w ten sposób 167 tys. dolarów plus drugie tyle za sam start, od razu pokazał, że żadnego zmęczenia sezonem spodziewać się nie należy.
W tym turnieju to nic nowego – serbski tenisista nie przegrał w Londynie od 2011 roku, zwycięstwo nad Nishikorim było 15. z rzędu, seria trwa. Kto pokona Novaka? – to także pytanie na Masters 2015. W tym roku udało się niewielu, Djoković wygrał dziesięć turniejów, wśród nich trzy wielkoszlemowe (w Roland Garros przegrał w finale ze Stanem Wawrinką), od wrześniowego US Open przegrał tylko seta, dominacja lidera jest ogromna, inny wynik niż sukces Serba będzie interesującą niespodzianką.
Każdy mecz elity światowego tenisa budzi jednak emocje, eliminacje też obiecują niemało. Djoković walczy w grupie nazwanej Stan Smith (to jedna z legend amerykańskiego tenisa, zwycięzca pierwszego turnieju Masters w 1970 roku) razem z Nishikorim, Rogerem Federerem i Tomasem Berdychem. Grupę Ilie Nastase (też legenda, choć nieco kontrowersyjna) tworzą: Wawrinka, David Ferrer, Andy Murray i Rafael Nadal.
Z wielkich nie brakuje zatem nikogo, ogromny srebrzysty puchar, 1500 punktów rankingowych plus miły dodatek 2,228 mln dolarów dla mistrza (jeśli wygra wszystkie mecze) to jest powód, by się starać, choć w rankingu serbskiego lidera nikt nie wyprzedzi.
W Finałach ATP World Tour singliści są głównymi bohaterami publiczności, ale osiem najlepszych debli świata traktuje się z podobnym szacunkiem, przynajmniej formalnie, tylko premie ukazują różnicę – mistrzowie debla mogą zarobić maksymalnie 423 tys. dol. na parę, za każdą wygraną w grupie należą się 32 tys.