Spotkanie trzeciej polskiej rakiety z rakietą rosyjską numer 20 okazało się znacznie trudniejsze, niż wskazywały różnice rankingowe. Zacharowa (190. WTA), choć pierwszy raz zakwalifikowała się do wielkoszlemowego turnieju głównego i, siłą rzeczy, pierwszy raz dotarła do trzeciej rundy, nie była w żaden sposób przestraszona tym awansem. Zaczęła mecz od przełamania serwisu Magdaleny Fręch i grając z widocznym zapałem utrzymała tę przewagę do końca pierwszego seta.
W drugim to Polka objęła prowadzenie 3:0, wydawało się, że sprawnie powstrzyma zapędy rywalki, ale zrobiła to dopiero wtedy, gdy raz jeszcze przełamała podanie Zacharowej prowadząc 6:5. Obie tenisistki grały dość podobnie – serwis i potęga uderzeń nie były głównymi sposobami zdobywania przez nie punktów, bardzie musiały polegać na szybkości poruszania się po korcie, sprycie taktycznym i woli wygrywania długich wymian.
Australian Open. Morderczy mecz i awans Magdaleny Fręch
Po prawie dwóch godzinach wynik brzmiał 4:6, 7:5 patrząc od strony polskiej tenisistki. Decydował zatem set trzeci, rozpoczęty od obustronnych przełamań, w których początkowo bardziej skuteczna okazała się Fręch. Objęła prowadzenia 3:1, ale nawet wtedy nie można było odetchnąć z ulgą. Dziewczyna z Wołgogradu, mimo młodego wieku mistrzyni 12 małych turniejów ITF w singlu i siedmiu w deblu, wręcz desperacko starała się wykorzystać życiową szansę awansu o ponad 80 pozycji w rankingu WTA.
Czytaj więcej
Piąty dzień Australian Open przyniósł awanse polskich gwiazd. Zwycięstwa Igi Świątek i Huberta Hurkacza kosztowały wiele, ale potwierdziły też, że walczyć potrafią do końca.
Rosjanka wyrównała na 3:3, za chwilę prowadziła 4:3, by niemal natychmiast stracić przewagę. Remis 4:4 i siłowanie na Kia Arena trwało kolejne minuty. Słabnący serwis Magdaleny Fręch czasem pomagał w atakach Anastazji Zacharowej, ale Rosjanka też była zmęczona i w końcu, gdy raz jeszcze straciła gema serwisowego, przegrała 6:4, 5:7, 4:6.