Świątek powiedziała po spotkaniu z Danielle Collins, że „była już na lotnisku…”. To prawda, bo niewiele tenisistek wygrałoby mecz z tak mocną przeciwniczką, przegrywając 1:4 w decydującym secie. Polka uniknęła wczesnej porażki przede wszystkim dlatego, że nie ustawała w walce ani chwili i potrafiła dotrwać w spokoju do decydujących gemów starcia z bezkompromisową Amerykanką. Doczekała osłabienia Collins i odebrała za to nagrodę. Wygrała 6:4, 3:6, 6:4, choć zapewne byli tacy, którzy tracili wiarę w szczęśliwe rozstrzygnięcie.
Mecz Świątek – Collins, otwierający sesję dzienną na Rod Laver Arena, zasługiwał na kibicowskie zainteresowanie, nawet jeśli obie tenisistki nie zawsze grały perfekcyjnie. Tej perfekcji było najwięcej w drugim secie, gdy Amerykanka objęła prowadzenie 5:1 i wydawało się niemożliwym wyrwać ją ze zwycięskiego nastroju. Świątek wyrwała, choć niemal dotarła do granic możliwości: serwowała przecież dobrze (nowy serwis zaczyna być jej silną bronią), atakowała rozważnie, biegała po korcie jak zawsze sprawnie, a tablica wyników długo nie chciała pokazać efektów wysiłku.
Danielle Collins po porażce z Igą Świątek: To mój ostatni sezon
Collins przegrała, gdyż po prostu osłabła, fizycznie i psychicznie. Było to widać, gdy w ważnych chwilach prosiła swą grupę wsparcia o bardziej energiczny doping. Gdy Polka wykorzystała trzecią piłkę meczową, gdy w końcu upuściła rakietę na kort, mogła usiąść na ławce i zakryć głowę ręcznikiem, by choć trochę uspokoić wyrzuty adrenaliny, bo chyba jeszcze nie wiedziała, jak wyrwała to zwycięstwo. Dopiero później przyznała, że jedynym pomysłem była walka do końca, bo choć można długo grać doskonale, to na każdego przyjdzie czas osłabienia. – Chciałam być przygotowana na moment, gdy zacznie popełniać błędy. To był czas mojego ataku, zrobiłam to i jestem dumna, bo łatwe zadanie to nie było – podsumowała.
Czytaj więcej
W niesłychanie zaciętym spotkaniu Polki z Amerykanką było wszystko: świetne akcje i okresy błędów, bezradność i chwile natchnienia, także przerwa na zamknięcie dachu. Iga wygrała 6:4, 3:6, 6:4, choć przegrywała w decydującym secie 1:4
Collins, choć opuszczała kort z gniewną miną, podczas konferencji nie była zbytnio zmartwiona. – Mam 30 lat. Jestem u schyłku kariery i porażki nie bolą mnie tak bardzo. Nie wiem dokładnie, kiedy zakończę grę, ale to mój ostatni sezon – oświadczyła.