Nawet kibice przyzwyczajeni do wysokich norm serwisowych Huberta Hurkacza zobaczyli w sobotę spektakl znakomity. Niezwykła pewność pierwszego uderzenia piłki przez Polaka połączona z dużą siłą i precyzją mogłaby tego dnia zniechęcić do gry nie tylko Sebastiana Kordę (26. ATP). Amerykanin dość długo się nie zniechęcał, sam zresztą też bardzo dobrze serwuje – z tej samej wysokości co Hubert (obaj mają prawie 2 m wzrostu), lecz liczą się też momenty, w których podaje się asy lub prawie asy.
Hurkacz każde zagrożenie wyniku likwidował serwisem w zarodku, a skoro sam potrafił w obu setach przełamać podanie rywala, to efekt był jaki był: zwycięstwo 6:3, 6:4 w godzinę z kwadransem i pewny awans do finału. Nie znaczy to, że mecz był nudny. Korda potrafi wytrzymywać długie wymiany, chętnie ostatnio biega do siatki, gra ładnie. Szósty gem pierwszego seta trwał kilkanaście minut, bo panowie uparli się na ostre starcia, ale jeśli w końcu decydowały detale, to niemal zawsze lepszy był Polak.
Czytaj więcej
Polak po zwycięstwie nad Fabianem Marozsanem wystąpi w półfinale turnieju w Szanghaju. Rywalem je...
Po stracie seta syn Petra Kordy trochę zmarkotniał, szybko stracił gema serwisowego na starcie drugiego seta, a to w przypadku sobotniej formy Hurkacza oznaczało nieuchronny bieg do porażki. Oczywiście jeszcze kilka razy obaj tenisiści pokazali efektowne akcje, lecz gdy Hubert dołożył do tych pokazów kolejne asy serwisowe (w sumie 14), to nie trzeba było długo czekać na słowa sędziego: gem, set, mecz, 6:3, 6:4, Hurkacz!
Oznacza to trzeci w karierze Huberta finał turnieju ATP Masters 1000 (w Miami w 2021 roku Polak wygrał, rok później w Montréalu przegrał) no i coraz bardziej konkretne szanse na grę w turnieju mistrzów ATP w wielkim finale sezonu w Turynie. Na razie w zwykłym rankingu ATP najlepszy polski tenisista awansuje na pewno na 13. miejsce, podobnie jak w rankingu The Race wyłaniającym uczestników ATP Finals (ze stratą 735 punktów do ósmego, Holgera Rune).