Iga Świątek pokazała kibicom i rywalkom, że potrafi wystartować w Wielkim Szlemie bez opowieści o zwyczajowych trudach pierwszych meczów i stresach zapoznawania się ze stadionem im. Arthura Ashe’a. Po prostu wyszła na kort, zrobiła swoje w 58 minut, wygrywając z Rebeccą Peterson 6:0, 6:1 i z uśmiechem rzekła, że była to „miła pierwsza runda”.
– Czasami czujesz większą presję, bo nie masz jeszcze rytmu i łatwo cię rozproszyć. Kiedy grałam pierwsze mecze US Open, zawsze czułam, że dużo się dzieje, i trudniej było mi się skupić. Teraz tego nie było, ponieważ kilka razy ćwiczyłam na korcie centralnym. Przyzwyczaiłam się – mówiła Polka.
Silny związek z nartami
Amerykańskim mediom przyjemnie było słyszeć, że inspiracją Igi od dawna są narciarki Mikaela Shiffrin i Lindsey Vonn, gdyż jeśli nawet polska tenisistka nie miała na nogach nart od siódmego roku życia (przeżyła upadek grożący poważnymi konsekwencjami), a teraz brakuje jej czasu na powrót do wyzwań alpejskich, to czuje związek z obiema paniami przez podobieństwo przeżyć i rozumienia sportu.
Czytaj więcej
Pierwszy mecz Igi Świątek w tegorocznym turnieju US Open trwał niespełna godzinę. Polka zwyciężył...
– Po prostu miło jest mieć kogoś, kogo możesz podziwiać i kto ma takie same doświadczenia. Cieszę się, że są tak otwarte – wyjaśnia Świątek.