O Popyrinie, australijskim synu rosyjskich emigrantów, świat dowiedział się w 2017 roku, gdy Alexei wygrał juniorski turniej Roland Garros. Tenis na Antypodach bardzo liczył na rozwój talentu młodzieńca z Sydney, ale kariera seniorska nie poszła mu już tak błyskotliwie, obecne, 58. miejsce w rankingu światowym to na razie szczyt osiągnięć 24-letniego Australijczyka.
W Cincinnati jednak spisał się nad stan. Pomogło też szczęście – w kwalifikacjach przegrał w decydującej rundzie z rodakiem, Maksem Purcellem, lecz z racji wycofania się Karena Chaczanowa w ostatniej chwili dostał się do turnieju głównego jako lucky loser.
Czytaj więcej
W prestiżowym meczu tegorocznych mistrzyń wielkoszlemowych z Paryża i Londynu górą była Iga Świątek, która zwyciężyła Marketę Vondrousovą 7:6 (7-3), 6:1. Półfinałową rywalką Polki będzie Coco Gauff lub Jasmine Paolini.
Skorzystał z szansy, ale jeszcze raz los się uśmiechnął do Australijczyka. Nicolas Jarry, pierwszy rywal w turnieju głównym poddał mecz. Chilijczyk wrócił do domu, gdy dowiedział się, że zaraz zostanie ojcem. Popyrin zwyciężył jednak w kolejnych spotkaniach poważnych rywali: Stana Wawrinkę i Emila Ruusuvuoriego i tak dotarł do ćwierćfinału z Hurkaczem.
W tej fazie szczęście jakby go opuściło. Piątkowy mecz zaczął się bowiem od zdecydowanej dominacji Polaka, po paru chwilach było 5:0 dla Hurkacza, zwycięski nastrój ze spotkania ze Stefanosem Tsitsipasem wciąż trwał. Drugi set trochę wyhamował rozpęd Huberta, może był to efekt łatwo wygranego seta, ale też z drugiej strony siatki polski tenisista poczuł wreszcie większy opór. Popyrin poprawił serwis, zaczął atakować przy siatce, w dłuższych wymianach też popełniał mniej błędów i często równoważył serwisową przewagę faworyta z Polski.