Formalnie rzecz ujmując był to mecz pierwszej z dziesiątą rakietą świata, więc z tej i innych przyczyn wskazania były raczej na Igę, ale pewności, że Polka będzie lepsza od leworęcznej mistrzyni gry na trawie nikt nie miał. Marketa Vondrousova potrafi grać także na kortach twardych, jej forhend jest groźną bronią, już pierwsze piłki piątkowego ćwierćfinału pokazały, że ma też sporo determinacji, by pokazać, że jej pierwszy Wielki Szlem nie był skutkiem szczęśliwych okoliczności.
Początek meczu wskazywał zatem na długi mecz, tym bardziej, że w połowie seta Świątek straciła kilka punktów po ostrych returnach rywalki, przewaga Czeszki utrzymała się do stanu 5:3j, ale wtedy nastąpiła zdecydowana kontra Igi. Można się spierać, czy to był słabszy czas serwisowy Markety, czy większa agresja Igi w odbijaniu podania rywalki – efekt był jeden: odrobiony jeden gem, potem drugi.
Czytaj więcej
Iga Świątek zaczęła mecz 1/8 finału od przegranego seta z Qinwen Zheng, ale poprawiła celność ude...
Szczególnie dynamiczny w tym dziele odrabiania strat był gem przy stanie 4:5 i podaniu Czeszki. Iga zagrała dwa potężne returny, rywalka dodała dwa podwójne błędy serwisowe i na tablicy po kilkudziesięciu sekundach pojawił się remis. Wskazywał na tie-break i tak się stało, ale wciąż krętą drogą: obie panie przełamały wzajemnie swe podania, za to w dogrywce niemal od razu dominowała Polka.
Po wygranej Iga natychmiast zniknęła w szatni z butelką wody i notesem. Ten zwyczaj staje się może czymś w rodzaju stałej procedury przygotowawczej przed drugim setem. Skutek jest, nie pierwszy raz, dobry. Drugi set był już bowiem znacznie bardziej przyjemny do oglądania przez kibiców Igi. Strata szansy wygranej na otwarcie meczu nieco zahamowała bojowość Czeszki, Świątek zaś dostała skrzydeł – nie tylko wydawała się dwa razy szybsza od rywalki na gorącym korcie, ale też znacznie bardziej precyzyjna i skoncentrowana na zdobywaniu punktów.