Warto było zarwać kawałek nocy, by zobaczyć jak Polka przegrywając 2:5 w decydującym secie zrywa się, pokonuje zniechęcenie i zmęczenie, broni piłkę meczową, by zdobyć pięć kolejnych gemów i wygrać prawie przegrane spotkanie.
Jeszcze jeden tenisowy cud w wykonaniu Agnieszki Radwańskiej poprzedziły dwa interesujące i całkiem odmienne sety na korcie nr 3 Indian Wells Tennis Garden. Pierwszy – klasyka mistrzyni z Krakowa: na mocne strzały Słowaczki, jeszcze lepsze odpowiedzi. Te kontry zadecydowały, że pierwszy set wzięła Polka, choć powiedzieć, że łatwo i bez przygód – nie można.
W drugim Cibulkova ze znaną zawziętością i siłą wciąż uderzała zza końcowej linii. Polska tenisistka wydawała się ulegać presji, remis w setach to potwierdzał, tak samo jak lepszy start Słowaczki w secie decydującym. Niektóre gemy się dłużyły, Agnieszka stawiała opór, ale mowa jej ciała nie kazała myśleć z optymizmem o końcu meczu.
Piłka meczowa Cibulkovej wylądowała jednak w siatce, następny gem przyniósł Radwańskiej odrobienie straty przełamania serwisu, od stanu Polka 4:5 walczyła coraz bardziej agresywnie, jeszcze jeden gem przy podaniu rywalki, za chwilę kolejny i zwycięstwo, nagrodzone brawami, stało się faktem.
– Walka z Dominiką już w drugiej rundzie, na otwarcie turnieju, to najtrudniejsze wyzwanie, jakie mogłam mieć. Ona nie ma dziś rankingu na jaki zasługuje, jest z pewnością tenisistką na poziomie najlepszej dwudziestki na świecie. Trudno zatem się nie cieszyć z tego zwycięstwa i powrotu w trzecim secie – mówiła Agnieszka chwilę po sukcesie.